Temperatura za oknem zmusiła nas do odpalenia pieca, który od kilku dni bucha ciepłem a co za tym idzie ścieranie kurzy ma miejsce co dwa dni a dziś pierwszy raz w łazience jak co roku o tej porze na moim pięknym wyszorowanym zlewie zobaczyłam cholerną sadzę, która znowu wdziera się przez wywietrzniki wrrrrrrr!
Spacerujemy sobie owinięte szalikami, mała raczej nie zmarznie a ja jakoś daję sobie radę choć drugi raz w miesiącu drapie mnie gardło ale mam nadzieję, że tak jak poprzednim razem nie rozwinie się z tego nic więcej bo dopiero co wywalczyłam brak kataru u Martyny a znowu K. kaszle i smarka bo oczywiście jak mówię, żeby o siebie dbał bo małą zarazi to jak grochem o ścianę i twierdzi, że ten kaszel to przez papierosy...
Miało być o nadziei no i będzie we wtorek dostałam tel. ze swojego UP, że przeszłam wstępną rekrutację pozytywnie i zapraszają mnie na test za DWA DNI, więc wkurzona na maksa, że dzwonią na ost. chwilę poprosiłam mamę o zajmowanie się małą a sama przez dwa dni i dwie noce ślęczałam nad ustawami i kodeksami. Do teraz bolą mnie oczy i plecy a kiedy dziś rano dałam sobie już spokój z ostatnią ustawą i jej nie doczytałam to właśnie z niej pojawiły się na teście aż 3 pytania ale nie o tym chciałam... Miało nas być 21 osób zjawiło się o 5 mniej ale jedna dziewczyna przyszła bez kurtki i torebki. I tak o ile brak torebki mogę zrozumieć to brak czegoś do ubrania poza marynarką mnie zdziwił w końcu na zew. nie ma lata i wiecie co?
Pierwsza skończyła pisać i pierwsza wyszła a ja zaraz za nią...
Zgadnijcie dokąd zmierzałam ja i ludzie wychodzący za mną a dokąd poszła ona?
My na zew. do aut, na przystanek, do domów a ona do pokoju na parterze w budynku UP!
Wiem z doświadczenia, że pracownikom i stażystom z danego zakładu pracy wolno brać udział w konkursach ale wiem też jak to się zazwyczaj kończy dla innych...
Dlatego teraz cierpliwie czekam do czwartku na potwierdzenie swoich przypuszczeń a moja nadzieja na pracę pękła jak bańka mydlana przynajmniej tym razem i jeśli chodzi o to miejsce ( a i tak gdzieś tam w głębi pojawia się myśl, że chciałabym się miło rozczarować i nawet jeśli nie będę to ja niech się okaże, że to nie ona bo wtedy już przestanę chyba wogóle wierzyć w sens starania się o pracę u państwowych pracodawców...).
I nadszedł czas na tęsknotę- pierwszy raz odkąd Martyna pojawiła się w moim życiu spała aż dwie noce poza domem ale nie to jest dziwne bo tak już bywało obie noce spędziłam w innym mieszkaniu niż ona, ja u siebie, mała u babci (czyli u mojej mamy), straszne uczucie tęsknoty i to wrażenie w nocy, że ona jest obok i płacze, ta chęć wstawania do niej rano i zdanie sobie sprawy, że jest cicho i tak późno a ona jeszcze nie płacze na jedzenie... Wiem, że było jej u mamy dobrze tak samo jak w domu, ale mi już tak dobrze bez niej nie było i wiem, że druga taka sytuacja będzie miała miejsce przed naszym weselem bowiem Martinez idzie do cioci na dół już w piątek bo nie biorę jej do mamy na ,,trzaskanie" w sobotę widzimy się z małą w kościele na naszym ślubie ale zaraz po mszy ciocia G. znowu ją zabiera a my odbieramy ją dopiero w niedzielę popołudniu... i tak sobie myślę jak ja przeżyję to moje wesele, z tym stresem i pierwszym tańcem, z tęsknotą i z tym wszystkim na głowie...
I tańczymy sobie co tydzień ale nawet to nie rokuje nam rewelacji na wstępie :)
Chciałam się pochwalić, że znalazłam fryzjerkę , która robi takie cuda i to na moim osiedlu :) Zdj. pochodzi z imprezy pod tytułem 50- tka cioci a fotografem był zięć wspomnianej jubilatki i chrzestny mojego dziecka.
Z moją ukochaną Nadi, jakoś nie umiałam jej wypuścić z rąk, ciotka stęskniona po tym jak jej oczko w głowie przyjechało z Łodzi na pytanie ,,Kochasz nanię? ( tak Nadi mówi na ciocię bowiem od początku była uczona mówić ciocia A... ale wychodziło niania haha), usłyszała NIE :)
I na koniec druga gwiazda wieczoru z jedną ze swoich cioteczek (córka jubilatki, moja ukochana kuzynka).