wtorek, 24 kwietnia 2012

MARTINA


Kiedy wybierałam się na imprezę 25-lecia ślubnego nic nie zapowiadało, że za kilka godzin wyląduje w szpitalu...
W poniedziałek nad ranem obudził mnie ból głowy, później było już tylko gorzej... biegunka, wymioty, nudności i samopoczucie doprowadzające do obłędu plus ból brzucha a więc wystraszyłam się nie na żarty i o 5 nad ranem zaczęłam pakować torbę do szpitala bo przecież nie była gotowa bo ja właśnie w poniedziałek albo wtorek planowałam to zrobić.
Krzysiek pojechał do pracy ale kazał być w kontakcie a do szpitala pojechała ze mną sąsiadka z dołu bo tata w tym czasie też był w pracy i jak się okazuje kiedy auto jest potrzebne nagle zostaje jedno :)
W szpitalu w czasie przyjęcia i badania zdążyłam jeszcze 4 razy zwymiotować a zaraz potem zostałam przyjęta na oddział z podejrzeniem zatrucia ciążowego bo dopiero później zobaczyłam że taką właśnie kartę mam jako pacjentka, z ciśnieniem tak wysokim, że rozwalało mi głowę i z bólem brzucha na który nie mogłam zaradzić a co za tym idzie lękiem.

Kiedy napisałam sms do mojego ginekologa, że jestem w szpitalu i że zamiast w czwartek postanowiłam przyjść już w poniedziałek dowiedziałam się, że on już wszystko wie co trochę mnie uspokoiło bo w końcu zmieniłam szpital w ostatniej chwili właśnie ze względu na fakt, że mój lekarz tam pracuje. Dwa dni spędziłam na dochodzeniu do siebie przy czym we wtorek na obchodzie ordynator razem z moim lekarzem zadecydowali, że nie czekamy do piątku i na cięcie idę w środę. Od tego momentu zaczęłam się tak bać, że jeszcze tego samego dnia odszedł mi czop i całą noc przed CC spędziłam z pierwszymi skurczami bo rozpoczęła mi się akcja porodowa...

W środę po 7 rano przyszła po mnie położna, na którą czekałam już spakowana, wystraszona i głodna bo od ponad 12 godzin byłam bez jedzenia i od dobrych kilku bez picia. Zjechaliśmy piętro niżej na oddział porodowy a tam wywiad, rozmowa z anestezjologiem, przygotowanie do operacji i zaczęło się dostałam znieczulenie, którego panicznie się bałam, że coś pójdzie nie tak, że się poruszę i coś się stanie... ale udało się prawie nic nie poczułam za to zaraz po zastrzyku mało co czułam od pępka w dół i dosłownie o 9 15 wbicie o 9 20 Martyna była już na świecie....
Wszystko słyszałam i czułam choć nie czuje się bólu człowiek czuje, że ktoś grzebie mu w brzuchu i rozrywa co się da... w czasie, kiedy mała była myta, ważona itd, mnie zaczęli zszywać i podawać leki, które sprawiały takie bicie serca, że chyba wiem jak czuje się ktoś kto ma zawał... A POTEM NASTĄPIŁA NAJPIĘKNIEJSZA CHWILA W MOIM ŻYCIU PRZYNIEŚLI MI POKAZAĆ MOJĄ CÓRECZKĘ, KTÓRĄ ZDĄŻYŁAM POCAŁOWAĆ, ROZPŁAKAĆ SIĘ I JUŻ MI JĄ ZABRALI...

Po wszystkim leżałam sama na sali pooperacyjnej bez ruchu ponad 10 godzin, dalej bez jedzenia i picia ale pod toną kroplówek... kiedy schodzi znieczulenie a człowiek zaczyna czuć jak bolą go wszystkie warstwy skóry i tyle rzeczy w środku cały świat staje się jakimś koszmarem ale byłam dzielna i jeszcze tej samej nocy udało mi się obrócić na bok, gdzie jak później się dowiedziałam kobiety robią takie rzeczy przy dobrych wiatrach w 3 dobie po CC...
5 30 następnego dnia kazano mi wstać choć wydawało mi się, że nikt i nic nie jest w stanie sprawić, żeby stało się to możliwe zrobiłam to poszłam pod prysznic, gdzie zostałam umyta przez jedną z położnych i odstawiona do łóżka i za kolejne godziny przeniesiona na oddział porodowy, na salę mam z dzidziusiami ale dalej byłam bez małej...
Dziecko moje kochane poza wizytami gości było osobno a ja jako mama miałam prawo dostać ją dopiero w 2 dobie po CC i od tej pory miała być już ze mną aż do wyjścia ze szpitala planowanego na niedzielę, przy dobrych wynikach badań moich i małej...
I udało się mimo żółtaczki która mało co a opóźniłaby nasz powrót do domu wczoraj wróciłam do domu a razem ze mną nasz mały skarb a jak sobie radzimy o tym już następnym razem i chyba już w nowym miejscu o czym napewno się dowiecie jeśli tak zadecyduję a teraz:

Martyna Katarzyna ur. 18.04.2012 o godzinie 9 20
waga 3600
wzrost 56 cm
włosy ciemnie
oczy niebieskie
nos po mamie
podobieństwo 100% gości, znajomych i rodziny zgodnie twierdzi, że cały tata
KSYWKA: GŁODOMORRA :)
 

15 komentarzy:

  1. to tu jeszcze raz pogratuluje slicznej coreczki :)) i adresik juz zmieniam na nowy :))

    OdpowiedzUsuń
  2. no wreszcie się przeniosłaś !!!!!!!! wczoraj próbowałam 5 razy dodać komcia z gratulacjami na onecie i poległam. Dziś mogę tutaj napisać, że cieszę się, że poszło jak z płatka, że obie jesteście w całości i bez szwanku i, że wszystko się dobrze skończyło.

    GRATULACJE !!!!!!!!!

    PS. i dzięki w imieniu wszystkich wkurzonych przez onet za przeprowadzkę ...

    OdpowiedzUsuń
  3. No to jeszcze raz gratulacje! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to gratuluję i córeczki nowego blogaska:)

    Rita

    OdpowiedzUsuń
  5. i ja jeszcze raz serdecznie gratuluję :)

    Czy mogłabyś wyłączyc weryfikację obrazkową? Łatwiej będzie komentować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję ślicznej dziewczynki. Dużo zdrowia dla Was obydwu :)
    PS Większość noworodków jest podobna do ojców, ma to swoje uzasadnienie ewolucyjne. Ale i tak najważniejsze, że córeczka już jest. Śliczna i zdrowa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuje wszystkim co do komentarzy to muszę dziewczyny opanować obsługę bloga...

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo jestem i ja :) gratuluję raz jeszcze córeczki niech zdrowo się chowa i cieszy serducho :*

    OdpowiedzUsuń
  9. to cię córcia zaskoczyła:)
    gratulacje!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Gratuluję! Martynka jest śliczna. Niech rośnie zdrowo i szczęśliwie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Gratuluję, śliczności i dzielna Mama!

    OdpowiedzUsuń
  12. Za kolejne miłe słowa dziękujemy i buziaki dla internetowych ciotek ślemy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest śliczna. Pozdrawiam Was obie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gratuluję:) Śliczna kruszynka!! Uściski!

    OdpowiedzUsuń