poniedziałek, 30 grudnia 2013

Mama M.

Poznałam na studiach dziewczynę, była szalona, zakręcona tak jak jej długie, ciemne włosy. 
G. zawsze wyróżniała się z tłumu, nie dało się jej nie zauważyć. 
Polubiłam ją i ona mnie chyba też skoro kolejne semestry ze mną wytrzymywała. 
Obok niej zawsze była jeszcze jedna A. jej osobista wyjątkowa taka przyjaciółka od zawsze. Nigdy mi to nie przeszkadzało bo ja miałam swoją M. i E. przecież. 
To ona pewnego dnia wspomniała coś o blogu, o tym, że pisze sama, dała namiary na siebie... Odszukałam, poczytałam i pomyślałam fajnie ale przecież ja też tak mogę, ja też tak chcę. Będę pisać, będę mieć pamiątkę, przecież i tak ciągle gadam to przynajmniej wyleję z siebie nadmiar słów i myśli jakie codziennie tworzą się w mojej głowie. 
Do dziś uśmiecham się sama do siebie jak czytam swoje pierwsze zdania. 
Dziś już nikt tam nie zagląda a ja odkąd pojawiła się M. zmieniłam adres w sieci bo przecież w moim życiu też nastąpiła olbrzymia zmiana.
Przez lata poznałam sporo ludzi, jedni mają na mnie bardziej prywatne namiary, o innych słuch zaginął a ich blogi zostały skasowane lub ,,krążą" gdzieś opuszczone.
Dziś, kiedy przede wszystkim jestem mamą M. doszłam do wniosku, że skoro i tak ciągle pisze o niej zmieniam profil bloga.
Oczywiście dalej jestem sobą, staram się być... ale nic nie zmieni już tego, że w każdej chwili, czy kiedy jestem z K. i zakładam gębę (jak mawiał Gombrowicz) żony, pani za biurkiem, kobiety na zakupach odczuwającej potrzebę wydania pieniędzy na kolejną sukienkę, żeby móc powiesić ją w szafie, kierowcy, siostry, córki, koleżanki czy przyjaciółki ZAWSZE jestem w tym samym czasie MAMĄ.
Dalej kocham książki i choć nie mam już wanny, w której mogłabym leżeć godzinami i czytać tak długo aż gorąca woda zamieni się w lód staram się kiedy dookoła mnie panuje porządek a młoda już śpi czasami zajrzeć do kolejnej pozycji.
Dalej mam te same nawyki i nie położę się spać kiedy w zlewie leży naczynie do pomycia, teraz na szczęście mam zmywarkę więc wkładam i nie widzę :)
Dalej lubię siedzieć po nocach tylko rano już spać nie można tak długo jakby człowiek chciał.
Dalej będę pisać ale już nie jako zasada ale jako Mama M. (zastanawiam się jeszcze nad zmianą adresu bloga i nad NOWYM początkiem ale dajcie mi czas....).



Mama M.

sobota, 28 grudnia 2013

...

Poświątecznie moje new mieszkanie zamieniło się w mały sklep zabawkowy więc dziś w przypływie weny spakowałam do worków połowę całego majdanu M. i wyniosłam do piwnicy nie wiem co z tym zrobię... schowam dla potomnych o ile tacy jeszcze się kiedyś pojawią, sprzedam, oddam... Byle by tego póki co nie widzieć :)
Młoda wzbogaciła się w skrócie bo nawet nie chce mi się wymieniać wszystkiego o jakieś 3 lalki, 3 misie, kuchnię, wózek dla lalek, tonę słodyczy na które jest uczulone poniekąd i mnóstwo innych zabawek jak drewniana farma, czy puzzle edukacyjne itd.
Dodatkowo K. uszczęśliwił nas drugim TV bo babcia miała nowy a teraz nie wiadomo co z nim zrobić a że on chciał do sypialni drugi to wziął choć ja zapierałam się rękami i nogami bo to przecież też pokój w którym śpi M. i kiedy będzie tylko jej pokojem a ja nie chcę żeby tam był telewizor tak długo jak się da....
Przyznaję,że ostatnio coraz rzadziej pisałam nie dlatego, że nic się nie dzieje bo się dzieje ale dlatego, że mimo pracy, odzyskania życia prywatnego jeśli takim można nazwać życie towarzyskie z M. pod pachą i powrotem do nowej pracy dalej zawsze i ciągle mój świat to ONA i odkąd pierwszy raz uświadomiłam sobie, że zostanę mamą zaczęłam tonąć w świecie dziecka na nowo go odkrywać i zmieniać zdanie na temat tego co jest okey i jak będzie wyglądało to co ją otoczy nieraz ale teraz kiedy ona już pokazuje co się jej podoba a co nie, znam jej nawyki i zachowania a także bez wahania na pytanie kim jestem, odpowiadam mamą wiem, że podobają się konkretne rzeczy, ciuchy, otoczenia, wnętrza i klimaty i właśnie o tym chciałabym pisać o naszym życiu nie tylko pod kątem tego co u mnie słychać, nie tylko zdawać relacje z wydarzeń lecąc chronologicznie ale o M. jej świecie, naszym świecie w którym jest ona, moim świecie i świecie K. bo przecież mamy też swój czasami taki gdzieś obok jej/naszego wspólnego ale koniec końców zawsze wszystko zmierza i kończy się na niej bo nawet jak jestem tylko Ja/ My to Ona też bo przecież trzeba kogoś do opieki nad nią a ja nie zostawiam jej z każdym bo i ona nie chce i ja psychicznie nie dałabym rady :)
Dlatego nie zdziwcie się proszę jeśli blog zmieni profil a może i nawet adres za jakiś czas zaczynamy od Nowego Roku żeby tak zacząć od konkretnej daty z konkretnym przytupem :)
Póki co poświątecznie:
 
 

czwartek, 19 grudnia 2013

Święta za pasem...

Kiedy choinka zielona jarzy się światłem barw,
Kiedy pierniki polukrowane schowane czekają,
Kiedy mróz w nosy i uszy szczypi,
Kiedy portfel robi się chudy z każdym kolejnym wyjściem do sklepu,
Kiedy odkurzamy wszystkie bombki, świeczniki i kąty w domu,
Kiedy wertujemy przepisy z myślę co na kiedy i jak
Wtedy wiadomo, że idą ŚWIĘTA o!

Nasza choinka stoi już jakiś czas, ze względu na M. która codziennie jak rytuał urywa zawsze tą samą bombkę i ucieka z piskiem przez całe mieszkanie goniona przez ,,zagniewaną" mamę.
Pierniki choć zarzekałam się, że ja nie, że niech z babcią jedną lub drugą to jednak upiekłam moja mama obiecała jakieś magiczne ciasteczka zrobić a teściowa trochę nie ma głowy do takich rzeczy po tym jak w Mikołaja odeszła babcia K. a od jakiegoś czasu też moja teściom trudno poczuć klimat świąt co zrozumiałe a i nam przykro ale mamy M. a to zmienia postać rzeczy i nasze podejście.
Tak więc przy naszym stole w tym roku zabraknie jednej osoby.......
Prawie wszystkie prezenty pochowane po szafkach i nawet wizja ich zapakowania w głowie dziś zakwitła choć czekam na resztę bo są i takie co trudno będzie spakować :)



 Na sam koniec jak widać chciałam się z Wami podzielić informacją, że M. poszła na swoje jak na zał. obrazku mieszka sama przez większość dnia :) a i obiecałam pokazać Wam moje włosy ale wiecie co tamto już nieaktualne bo przedwczoraj byłam znowu i wyglądam tak:

czwartek, 12 grudnia 2013

Grudniowo cz.I

                                                    Jedna z mikołajkowych zdobyczy :)

środa, 27 listopada 2013

Bajka.

Bajka powstała na potrzeby pewnego konkursu od początku do końca jest moja więc można pożyczać i opowiadać dzieciom wst. inne imię ale nie wolno sobie przywłaszczać :) Miłego czytania.

Mały Eugeniusz wiedział, że zbliża się coś większego, coś ważnego. 
W jego krótkim dotychczas misiowym życiu miały już miejsce takie wydarzenia, zawsze czuł je w szwach. 
Kiedy ręce, które go uszyły założyły mu pierwszy specjalnie dla niego uszyty sweterek, kiedy po raz pierwszy pod pachą Martynki wyruszył na zwiedzanie świata i teraz... 
-,,Tylko co mnie jeszcze może spotkać...?"- zastanawiał się mały miś. Eugeniusz był dobrym obserwatorem zatem zaczął się rozglądać i ze swojego misiowego domku na ścianie zauważył, że Martynka i jej mama jakieś takie bardziej poruszone, częściej wychodzą z domu, coś sprawdzają, liczą, planują, zapisują i ciągle mówią o jakimś Mikołaju... 
-,,Może to jakiś nowy miś, może będę miał kolegę... a co jeśli Martynka pokocha go bardziej?"- zamartwiał się Eugeniusz całymi nocami, kiedy spał obok Martyny przykryty jej małą rączką i kołderką, którą się z nim dzieliła. 
I właśnie pewnej nocy, kiedy Martynka mocno spała a on leżał i myślał usłyszał COŚ. 
 Coś jakby dzwoneczki i wołanie takie dziwne bo głośne a równocześnie zdawało się być niesłyszalne bo przecież Martynka dalej mocno spała. Powolutku, cichutko na misiowych łapkach wydostał się z łóżka i mimo, że jego małe misiowe serduszko dudniło w klatce piersiowej to znalazł w sobie dość odwagi, żeby poszukać źródła tego dźwięku. 
Ku swojemu zaskoczeniu po wejściu do salonu jego czarnym jak węgiel oczkom ukazał się wielki czerwony jegomość. 
-,,Kto to jest? Co on tu robi? I najważniejsze którędy on tu wszedł?"- te wszystkie pytania i wiele innych kłębiły się w głowie Eugeniusza i wtedy usłyszał najbardziej miły i spokojny głos jakim do tej pory się do niego zwracano. 
-,,Witaj Eugeniuszu, jestem Mikołaj" 
-,,Mikołaj? Jesteś tym Mikołajem o którym wszyscy ciągle mówią? Kim jesteś? Co robisz? Dlaczego moja Martynka o Tobie ciągle opowiada?" zapytał z zaciekawieniem miś. 
-,,Widzisz misiu jestem tym na którego dzieci czekają bo coś od niego dostają i nie tylko dzieci bo do Mikołaja prezent może dostać każdy. Martynka tez pewnie na mnie czekała..."
 -,,Każdy?"- zapytał miś z jeszcze większą ciekawością ,,Nawet ja?" 
-,,Każdy. Dla Martynki mam nowy domek dla jej przyjaciela i łóżeczko bo czasami mu niewygodnie razem z nią w jednym łóżku" 
-,,Martynka ma przyjaciela o którym ja nic nie wiem"- zasmucił się miś a więc jednak jest lub będzie ktoś inny teraz się z nią bawił pomyślałam i w jego oczkach pojawiły się łzy. 
-,,Nie płacz misiu, nie bój się mam na myśli Ciebie Eugeniuszu głuptasku"- odpowiedział Mikołaj bo przecież umie czytać w myślach o czym mały miś nie wiedział. 
-,,Dla Ciebie też coś mam chcesz?"- zapytał Mikołaj Eugeniusz zastanowił się, zadumał, pomyślał i nawet przez chwilę coś przemknęło mu przez myśl ale po chwili odpowiedział, że on już ma to czego każdy mały miś może najbardziej na świecie pragnąć... małe rączki które go przytulają, dziecięce usteczka które dają buziaki i oczy które są takie w niego wpatrzone codziennie rano i przez resztę dnia. 
-,,Zatem nic tu po mnie"- rzekł Mikołaj zawołał na pożegnanie swoje sławne ,,Ho, ho, ho" i znikł nim Eugeniusz mrugnął a kiedy obudził się rano znowu leżał z Martynką w łóżku a obok łóżka stał piękny nowy domek w sam raz dla takiego misia jak on.


Jak tylko poznamy wyniki konkursu damy znać :)

czwartek, 21 listopada 2013

Kim jestem?

Czas mija nieubłaganie, zaległości nie uda mi się już chyba nadrobić więc nie będę na siłę tworzyła opowieści o tym co się działo bo jak zawsze były lepsze i gorsze chwile :)
Siedzę w ciepłym mieszkaniu z ubrankami małej obok, czekają na żelazko i moją wenę i zastanawiam się kim jestem dziś, teraz...

Po pierwsze i najważniejsze jestem mamą więc jestem zawsze obok (chyba, że pracuje ;/), jestem obok jak boli żeby pochuchać i dać buzi, jestem zawsze przygotowana kiedy M. potyka się o własne nogi i rzucam się jak siatkarz w walce o mistrzowski set, jestem zawsze gotowa do noszenia, zabawy i gonitwy, kiedy Martyna ucieka  z piskiem zaraz po tym jak wołam za nią, żeby nie biegała bo się przewróci, jestem zawsze wyspana, kiedy śpiąc do 9 w tygodniu w soboty, kiedy mama jest w domu młoda budzi się o 6 30 i żąda przeglądu KAŻDEJ swojej książeczki oczywiście w asyście mamy, choć tata przecież śpi obok :)
Jestem więc plasterkiem, kucharką, maskotką, pocieszycielem, tłumaczem osobistym, zabawką i Anią (jak M. woła mama a ja nie odpowiadam woła mnie po imieniu z tym podśmiewaniem się w głosie...)

Po drugie jestem żoną więc chodzę i buczę, chodzę i się obrażam, siedzę i rozmawiam, kładę się obok i patrzę na film, żeby za 10 minut zostać obudzoną przez własne chrapanie, jestem pedantyczną terrorystką więc jestem pszczołą, fochem i słabym kompanem a to wszystko dlatego, że jestem MAMĄ....

Po trzecie jestem pracownikiem i wkurzam się na siebie i na innych, że muszę wstać, iść, walczyć, tłumaczyć, prosić, przepraszać, żądać, sprawdzać, badać i udawać, że jest za.....cie więc jestem niezłym aktorem tęskniącym za tą jedną jedyną moją małą bo jestem MAMĄ...

Po czwarte jestem siostrą, córką, wnuczką, kuzynką itd.... więc piję kawę z mamą, plotkuję z siostrą, zagaduję do babci, pracuję z kuzynkami więc zaległości nadrabiam i wszystko jakoś tak bokiem zawsze jednym okiem skierowanym w inną stronę i jednym uchem tylko słuchając bo drugim nasłuchuję czy nikt mnie nie woła, nie potrzebuje, czy nikt nie ma akurat ochoty na coś wyjątkowego dając całemu światu do zrozumienia, że tylko mama może dać mleko, odebrać smoczek zmienić pieluszkę czy dać buzi w czółko więc jestem członkiem rodziny z doskoku bo jestem MAMĄ...

I wiecie co żadnej z tych rzeczy nie chciałabym zmienić kosztem bycia nią dla niej już na zawsze bo kocham nad życie i cały mój świat to ona a w niej cała ja zatopiona....

 

czwartek, 14 listopada 2013

[*]

W ostatnim miesiącu dowiedziałam się o trzech osobach, których nie ma już dziś z nami jednej nie znałam wogóle była mamą mojej koleżanki z pracy, dziewczyny która nie miała łatwego życia a dodatkowo od niedawna na zmianę ze mną stawiała się na drugim szpitalu jako koordynatorka na ,,nowej" radiologii w szpitalu gdzie jest tylko jeden oddział pulmonologiczny i właśnie tam po namowach stawienia się w szpitalu i zrobienia kontrolnych badan zmarła jej mama po wielu latach leczenia tlenem w domu :(
Wczoraj przyjaciółka napisała mi, że narzeczony jej koleżanki a mojej tylko znajomej zmarł nagle na serce jak się okazało po sekcji w czasie przygotowań do ślubu...
Dziś wchodzę na blogi i czytam o Eris, nie znałam jej tak jak Ci którzy czytali jej bloga i mieli to szczęście, żeby poznać kogoś tak dobrego jak piszecie o niej osobiście ale zawsze przykro, kiedy odchodzi ktoś kto miał przed sobą jeszcze tyle dni...
Pocieszającą wiadomością jest to, że kiedy ktoś umiera ktoś inny się rodzi a ja dziś dowiedziałam się jeszcze, że za 20 tygodni zostanę ciocią i chrzestną kolejnej dziewczynki  :)

wtorek, 5 listopada 2013

Z cyklu dzieje się

Ścięłam włosy!
Wiem mało mnie ale obiecuję poprawę bo w sumie pisać jest o czym a równocześnie mam wrażenie że codziennie to samo dla kogoś obcego niezbyt interesującego się dzieje....
Z cyklu przemiany mieszkania został nam pokój M/ nasza sypialnia ale tam stoi rogówka z poprzedniego mieszkania zawsze rozłożona z nową narzutą na łóżko małżeńskie łóżeczko z komodą M. podobnie jak wcześniej i szafa z komodą z ciuchami modej, gdzie udało się też wcisnąć matce z sukienkami na szczęście :)
Z cyklu wszystko i nic z kategorii fotografia :)
Z cyklu pracuję, matkuję i żyję z dnia na dzień bez zmian odbiór!

P.S. Następny wpis zaskoczy Was długością wreszcie... :)
 

wtorek, 15 października 2013

Mój jest ten kawałek podłogi....

                                                               Z cyklu przed i po :)

poniedziałek, 14 października 2013

WESELE! HEY!

Codziennie jestem myślami z tym miejscem i codziennie obiecuję sama sobie napisać i nadgonić ale potem okazuje się, że tyle jeszcze mam do zrobienia, że znowu mija kolejny dzień i nic...
Cały czas szukam pomysłu na to miejsce bo po głowie lata myśl o zmianach ale czy na lepsze?
W międzyczasie ja i K. pojechaliśmy wystrojeni aż do Nysy na ślub przyjaciółki mojej kochanej (M. oczywiście z babcią), w grę wchodził nocleg na miejscu bo wesele dwudniowe było a ja nie miałabym odwagi zostawić jej samej w pokoju hotelowym z nianią elektroniczną...
Piękna panna młoda zachwycała urodą bo tego nie można jej odmówić i kreacjami, ja zachwycona panną młodą to rzecz jasna i zespołem, K. zachwycony perkusistą (boskie małżeństwo z taki powerem, że jak kiedyś ktoś zapyta o orkiestrę to tylko oni!).
Wybawiona, wyspana i nacieszona rozmową z nią na żywo wróciłam do domu do mojej małej M. i znowu praca, dom, praca, dom... ale cóż swoje wielkie dni ma się już za sobą i tak sobie wspominałam nasz dzień patrząc na ich dzień i przerażające jest jak czas leci a przy dzieciach to już wogóle i życzę im aby tacy szczęśliwi jak wtedy byli cały czas i żeby uśmiechy z ich twarzy nie schodziły i że choć wiem, że to niemożliwie wierzę, że zawsze odnajdą to czego szukać będą...
 

środa, 9 października 2013

Home...

Rankiem kiedy większość z Was jeszcze śpi ja otwieram oczy, które przecież dopiero co zamykałam...
Budzi mnie dźwięk, znany mi tak dobrze od tylu miesięcy, dźwięk ukochany a równocześnie tak irytujące przed 6 rano...
Szukamy misia, przytulamy się do pieluszki i wreszcie odnajdujemy smoczek...
Jest już za późno M. już nie zaśnie, rozpoczynamy nowy dzień...
Nowie mieszkanie nie jest jeszcze dopieszczone, nie mamy rolet w oknie więc każdy nowy promień słońca wita jako jedną z pierwszych lokatorek w naszym domku moją małą córeczkę :)
Teraz już wiecie czemu nie sypiam za dobrze a, że foto okna pokojowego nie mam to jadalna część salonu:

 

czwartek, 26 września 2013

Jesień

Ciepła kurtka, szyja szalikiem owinięta, czapka o którą walki nieustanne mają miejsce na każdym spacerze, kaloryfer u mamy odkręcony i pranie wiszące w suszarni płynem moim ukochanym pachnące.
Domy mam trzy jeden stary kartonami zastawiony, drugi bardzo stary ale nowy chwilowo bo u mamy znowu i trzeci nowy, wymarzony już prawie skończony...
Worki, kartony, kilka sztuk maminych ubrań i cała tona rzeczy M. u babci tak teraz mieszkamy.
Tata M. osobno na starym śpi, na nowym działa a nocami pracuje i tak dzień za dniem nam ucieka bo i mama M. na zmiany pracuje i z tatą się mija a jak mama w pracy M. u babci choć zabawy najlepsze są z dziadkiem bo i psa pozwoli straszyć i jedzeniem się dzieli (M. po kolejnym szczepieniu dostała przyzwolenie od pani dr na posiłki ormalne), i klockową wieżę zbuduje i puzzle ułoży choć za chwilkę zostaną rozwalone i piłką pozwoli pograć w pokoju i choć babcia na to samo zezwala a nawet na więcej, kocha, całuje, tuli i karmi to od rana wołany jest ,,dzidzia" na całe mieszkanie :)
Jutro wiaderko w rękę biorę i miotłę pod pachę i szmaty do worka i na mieszkanie lecę bo wreszcie po prawie dwóch m-cach znowu na swoje pójdziemy :D
Kucyk M. to rzadkość wszystko co dotyczy głowy jest bleeee a sowa to nasza nowa koleżanka moda jest za mała na wybór tego co lubi i jak chce mieć w pokoju więc póki co mama decyduje za nią a motyw sowy jakoś do mnie przemawia...
 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Kiedy wskazówka cyka raz za razem...

Czas ucieka mi tak szybko, że tygodnie mijają niczym dni a miesiące jeszcze szybciej.
Mam tyle zaległości, że sama nie wiem od czego zacząć...
Więc może powiem Wam, że:
-mieszkanie remontuje się już jakiś czas ale ze względu na brak ekipy trwać to będzie trochę dłużej niż myślałam...
-jak widać na filmiku Martynka zaczęła stawiać swoje pierwsze samodzielne kroki teraz już koło miesiąca będzie jak sobie przebiera nogami tam i tu ale nadal bolą mnie plecy bo teraz jej nie noszę (nie znosi być trzymana na siłę, chodzenie jest takie fajne), teraz plecy mi pękają z garbienia się przy moim wzroście pochylanie się nad chodzącym dzieckiem jest mega wyczynem dla moich kości i tak już zniszczonych ciążą a przecież kręgosłupa na loterii nie wygrałam i dbać o niego powinnam bo rezonans słabo wyszedł...
-zaliczyłam latarnię... tak jakby schylenie się po smoczek i wożenie ze sobą kartonu na przeprowadzkę nie idą w parze z dobrą widocznością przy cofaniu auta...
-K. skończył 30 lat w związku z tym, z obawy o swoje wiekowe już zdrowie rzucił palenie po raz 3 odkąd go znam, trzymam kciuki bo jakby nie przepadam za zapachem fajek od kiedy samej nie chce mi się już palić jak widzę papierosa
-dowiedziałam się, że będę ciocią taką prawdziwą po raz drugi bowiem moja ukochana kuzynka jest w ciąży a ja zostanę za kilka miesięcy po raz drugi matką chrzestną
-pamiętacie historię Promyczka z allegro miałam podobnie z innym portalem ktoś kupił moją kuchnię już dwa razy a ja dalej ją mam ;/
-kiedy wieczorem mała zasypia a K. wychodzi do pracy siadam przed kompem zaraz po tym jak ogarnę co trzeba, poprasuję tonę ciuszków, zrobię obiad i myślę jak to będzie mieszkać na nowym inaczej urządzonym mieszkaniu, wracać do ciepłego mieszkania, nie martwić się o to, że mała mi zmarznie w nocy i codziennie nie latać ze szmatą z obłędem w oczach bo sadza, bo kurz bo szlag mnie trafia :)
-Amina weszła w okres naśladowania więc z niekłamaną radością powtarza każdy ruch, dźwięk i czynność jak np. plucie na panele babci i rozmazywanie własnej śliny po podłodze czego oczywiście nauczyła ją Nadi i teraz sobie plują razem haha :)
-Martyna uwielbia tańczyć, bawić się klockami LEGO i wpychać coś do czegoś dlatego jesteśmy na etapie zabawek edukacyjnych z dopasowywaniem kształtów, literek, kolorów i nauki co jak się nazywa, pokazywania gdzie jest drzewo, niebo, oko mamy, nos kuzynki, gdzie nasz piesek ma ucho itd, itd.
Hmmmm chyba tyle póki co i narazie:
 1. Piaskownica należy do nich :)
2. M. na łódzkiej działce poznaje uroki zabawy na powietrzu całymi dniami :)
3.Ktoś chętny na dwa śliczne kinkiety?
 

czwartek, 1 sierpnia 2013

Kids Were Here...

Przeczytałam dziś na blogu znajomej o tej akcji... Kids Were Here
Najlepiej wyjaśnią jej sens następujące słowa: „W tej chwili można bardzo łatwo popaść w frustrację z powodu bałaganu, który jest rezultatem życia z dziećmi. Ten zestaw (zdjęć) przypomina mi, jak szybko to wszystko minie. Przyjdzie dzień gdy zabawki wylądują w skrzynkach i nikt nie będzie się nimi bawił. Będę tęsknić za tym. Uświadamiam sobie aby zwolnić. Nie stresować się tym. Moje szczęście nie zależy od tego, że wszystko jest na swoim miejscu, a dom jest czysty i uporządkowany. 
Pewnego dnia będziemy mieć wspaniałe wspomnienia. Dowody zapisane w naszych sercach i umysłach naszych dzieci. Fotografie, które przeniosą nas z powrotem do tych samych dni, kiedy nasze dzieci były tutaj.”- Jude Wood

Jako mama niezmiennie zakochana w swoim dziecku, zamyśliłam się przez chwilę nad sensem i prawdą zawartą w tych słowach.
Ja z moim ewidentnym skrzywieniem na punkcie tego, że każda rzecz nawet ta najmniejsza musi być na swoim miejscu jak dzień się kończy, czytam tych kilka zdań i mówię sama do siebie, że przecież rację mają Ci, co mówią, że od okruszka na podłodze nikt nie zachorowała a dwa talerze w zlewie to nie koniec świata.
Więc dlaczego codziennie po tym jak M. zaśnie ja zamiast nacieszyć się ciszą i popatrzeć na śpiące me dziecię zerkam tylko co jakiś czas czy aby nóżka nie weszła w szczebelki, czy nie odkryta za bardzo czy smoczek nie ugniata policzka i lecę dalej do naczyń, do szmaty żeby kolejnego dnia kręcić się wokół małej i robić wszystko pod nią więc znowu przewijam i w pośpiechu zdarza się zostawić chusteczki nie na swoim miejscu, ubranko z nocy zaplącze się w kołdrę mamy na której właśnie nogę w czasie snu położył tata i leży...
W kilka sekund wyzwolona z łóżeczka Martyna z szybkością błyskawicy rzuca się w stronę jej piankowego królestwa- bo mama piankowe puzzle rozłożyła coby kolana nie bolały choć i tak całe sine od rzucania się histerycznego na ziemię jak coś nie po jej myśli się dzieje- i zabawki lecą na prawo i lewo bo najlepsza zabawa to jak wszystko leży na ziemi a nie w pudełkach i na półkach a potem sielsko siedzi się na podłodze i krzyczy, że nudno....
Ale czy to nie na tym polega, że idąc w jedną stronę wpadam na koparę a wracając z ,,apą" w ręcę (herbatą), o którą krzyk był przez ost. 10 sek. wielki potykam się na klockach i zaraz po tym jak łapię równowagę całą sobą wchodzę prosto na coś co akurat leżeć tam nie powinno i boli tak strasznie, że chce się rzucić siarczyście jakiś k.... ale nie bo przecież ona patrzy i czeka i kiedy wołam ,,ała" cieszy się tak słodko i głośno, że klękam sobie nabijając się na drewniany wagonik i buziaka daję lub jak poproszę dostaję...
Dzieci świat bez nich byłby taki czysty, poukładany i taki bezsensowny...




 Wybrane obrazki to właśnie takie chwile wykradzione w ciągu dnia, które pokazują gdzieś obecność a na jednym nawet ją widać jak wydłubuję literkę, którą potem zostawi taką pustą w środku :)

środa, 24 lipca 2013

SALE!

W związku z zaplanowaną na wrzesień wyprowadzką ogłaszam, że lada moment wrzucę zdj. rzeczy które odstąpię za symboliczne kwoty jeśli ktoś będzie zainteresowany proszę o kontakt na maila :)
Z góry dziękuję :D Zbieramy z M. na naklejkę naścienną a mama M. na półkę z olbrzymimi ramkami :D


Na pierwszy rzut i zachętę kilka zabawek dla jakiegoś maluszka :)

czwartek, 18 lipca 2013

CYPR II

Wakacje były ale się skończyły od tamtej pory wiadomo praca, dom, dziecko jednym słowem to co zawsze :)
Cypr zachwycił mnie jednak nieraz więc warto jeszcze wspomnieć, że kraj ten choć mały to piękny ale podzielony. Jak pewnie większości wiadomo jest część południowa i północna, jedna jest typowo grecka a druga turecka i właśnie ta turecka strona to państwo nie uznane przez innych aktorów sceny politycznej (poza Turcją), co ciekawe kiedy po podziale zasiedlano północną część państwa większość nowych mieszkańców nawet nie potrafiła mówić po turecku... wszystkich grekocypryjczyków przesiedlono na stronę grecką i nie ważne było, że ktoś się tam urodził i ma dom, rodzinę, korzenie, majątek wszystko przepadało...
Dziś stoją tam zarówno piękne wille, małe skromne domku z gołą wylewką w środku co daje dodatkowych chłód jak i całe osiedla nowych mieszkań w większości pustych bo tamtejszych mieszkańców jest za mało na zasiedlenie wszystkich albo ich nie stać.

 Jest to miejsce o tyle specyficzne, że nie działa tam prawo międzynarodowe, nie ma władzy NATO, ONZ, Interpol itd. nie można bowiem działać na terenie czegoś, czego się nie uznaje, nawet małżeństwa zawarte na terenie Północnej Republiki Cypru nie są ważne, bo ich urzędnicy mają moc prawną uznaną tylko u siebie i dla swoich.


 
 Przepyszne jedzenie, mrożona kawa to było to, czego nam nie brakowało ale także śmiechu, wspólnie spędzonego czasu, niesamowitych wspomnień, usłyszanych ciekawych historii i mnóstwo pięknych widoków....
Kiedy usłyszałam, że na plaży gdzie podobno Afrodyta wyszła z piany należy poszukać kamienia w kształcie serca i zabrać go ze sobą do domu a miłość nas nie opuści uznałam to swoją misję i wiecie co było tam tego mnóstwo, aż dziwne że w jednym miejscu natura produkuje tego aż tyle :)
 

niedziela, 14 lipca 2013

C jak ciepło :)

Jak było na wakacjach? Gorąco!
Jak spędzaliśmy czas urlopując się? Wylegując się pod parasolem nad hotelowym basenem, spędzając niezliczoną ilość minut w hotelowych restauracjach, godzinami relaksowałam się przemierzając basen wzdłuż i wszerz ale także zwiedzając, kosztując, podziwiając i co najważniejsze spędzając każdą chwilę razem :)
Tęskniłam za M. przeogromnie, każdego dnia chciałam żeby dzień mijał szybciej bo tęskno mi było do domu, dookoła same rodziny z dziećmi a ja bez swojego starałam się nie widzieć, nie myśleć i nie wspominać bo łzy same cisnęły się do oczu...
Tęsknota była zmorą moich wakacji i brak łączności z mamą! 
Cypr bo tam byliśmy w tym roku był jednym z naszych kilku wybranych miejsc, gdzie zawsze chcieliśmy pojechać.
Jak jest? Piękny ale równocześnie często bardzo brudny, gdzieś w krzakach, czy przy ulicy zarówno głównej jak i bocznej leżą często śmieci.
Na swój sposób niebezpieczny bo ruch mają jak w Anglii i nigdy nie wiedziałam z której strony ktoś mi wyjdzie bo ciągle się zapominałam... ze względu na inny kierunek jazdy zrezygnowaliśmy z wypożyczenia samochodu i zwiedzania wyspy we własnym zakresie (ceny w wypożyczalniach kosmiczne, a ubezpieczenia często podobno nie było i nie obejmowało nawet stłuczonego lusterka, a to akurat częsta usterka na cypryjskich drogach), choć trzeba przyznać, że pomysłowe było i jest aby auta z wypożyczalni a co za tym idzie wiadomo, że nie jedzie nim tutejszy miały inne kolory tablic rej. i tak normalnie cypryjskie samochody mają rej. z przodu żółtą, z tyłu białą a wypożyczone czerwone i z przodu i z tyłu :)
Zaś jeśli chodzi o strach spowodowany nocnymi przechadzkami, bez obaw na Cyprze jak się dowiedzieliśmy od jednego z naszych przewodników przestępczość jest tak niska, że na cały kraj mają tylko jedno więzienie zazwyczaj puste i uwaga 0% bezdomnych na ulicach.
Czasami miało się wrażenie, że człowiek pomylił kraje i jednak wylądował na wschodzie bowiem drugim podstawowym językiem cypryjczyków jest rosyjski,  ze względu na ilość zakupionych tam ziem i interesów ros. każdy biegle włada tym językiem (podobnie z urlopowiczami przez cały pobyt raz usłyszałam polski, w hotelu z nami były tylko 3 polskie rodziny, cała reszta to Rosjanie i Anglicy).
Codziennie na nowo zachwycona widokiem z hotelowego tarasu szybko zaczęłam zarówno śniadania jak i kolacje jadać na zew. zaś obiady zazwyczaj spożywane w środku były zbawieniem po godzinach spędzonych w cypryjskim słońcu.
Dwie zorganizowane wycieczki (osobno płatne), może i zrujnowały nasz budżet wakacyjny ale warto było i na szczęście zostało jeszcze na zwiedzanie we własnym zakresie i zakupy jakieś na koniec (choć znowu obiecywałam sobie, że nikomu nic tylko dzieciom, tak każdy coś dostał :)).
Potwierdza się przynajmniej w moim przypadku, że owoce morza nigdzie tak nie smakują jak w krajach słynących z tego, że mają do nich bezpośredni dostęp.
Z nieskrywaną przyjemnością objadałam się pyszną sałatką z krewetek podsmażonych na oliwie z octem winnym z zieloną sałatą i sosem tak pysznym, że chciałam go brać do domu litrami ale nie miałam pojęcia z czego został skomponowany.
Oczywiście mamy cypryjskie wino zakupione wysoko w górach po degustacji przygotowanej specjalnie dla nas jako jednej z atrakcji pierwszej wycieczki, mamy do dziś w lodówce ser zakupiony tam, z którego Cypr słynie-Haloumi, i oliwa całe mnóstwo pyszna, delikatna aż chcę się ją jeść tylko maczając w niej chlebek jak tam na miejscu i te ich pieczywo boskie!
Tam zjedliśmy po raz pierwszy coś tak pysznego, że K. cały tydzień po powrocie szukał przepisu tylko według wyglądu bo nie zapamiętaliśmy nazwy :D
Widziałam jeden z nielicznych 6* hoteli na świecie, miejsce gdzie podobno Afrodyta wyszła z piany a także miejsce, gdzie zażywała swoich kąpieli, kiedy już zjawiała się na ziemi pod postacią pięknej kobiety (legenda mówi, że każda kobieta, która wejdzie tam do wody jest młodsza o 10 lat :)), ale nie próbowałam jako jedna z nielicznych, bardziej przemówiła do mnie ta, gdzie wspomina się, że jeśli magia zadziała to bogini zdenerwowana, że ktoś korzystał z jej łazienki mści się na biedulce :D
Zjadłam prawdziwego tureckiego kebaba bowiem rozwiązaniem zagadki z poprzedniego posta jest: Republika Północnego Cypru (o tym osobno).
Póki co warto wspomnieć, że oficjalnie  jest to część Republiki Cypryjskiej, de facto samozwańcze państwo zajmujące północną część wyspy Cypr zamieszkiwaną przez ludność turecką. Państwowość uznana jedynie przez Turcję, dzięki pomocy której Cypr Północny funkcjonuje politycznie i ekonomicznie.
Wypiłam wyjątkowe wino, które podobno jest jednym z najstarszych jeśli chodzi o produkcję.
Przesadziłam ze słońcem tak, że do teraz schodzi mi skóra, póki co trzeci raz a nie wiem co mnie jeszcze czeka...
Przekonałam się, że tęsknota za dzieckiem jest przerażająca i nawet bliskość K. niczego nie zmieniała...