poniedziałek, 31 grudnia 2012

Słoneczny 2012

Kochane nawet nie wiem kiedy a kolejny rok za nami a jeszcze rok temu o tej porze siedziałam już ze sporym brzuszkiem :)
Długo zastanawiałam się jak podsumować ten WYJĄTKOWY rok bo dla mnie właśnie taki on był i póki co myślę,że każdy kolejny nie będzie się mógł z nim równać bo DWA najważniejsze wydarzenia w moim życiu w tym TO, które uczyniło mnie najbardziej szczęśliwą na świecie miały miejsce właśnie w 2012.
I w końcu wpadałam na pomysł obrazkowego podsumowania (z każdego miesiąca wybrałam jedno ważne dla mnie wydarzenie), nie robiłam rok temu żadnej listy z której musiałabym się teraz sama przed sobą i przed Wami rozliczyć, za to już teraz mogę napisać co mam zaplanowane na kolejny rok ZNALEŹĆ PRACĘ i BYĆ NAJLEPSZĄ MAMĄ DLA MOJEJ M.
To uwaga czas start!
STYCZEŃ- wrocławskie zaręczyny


LUTY- urodzinowy weekend spędzony w Żywcu, z okazji urodzin siostry

MARZEC- przeprowadzka siostry do Z.

KWIECIEŃ-WYJĄTKOWY MIESIĄC, W KTÓRYM ZOSTAŁAM MAMĄ I NA ŚWIECIE POJAWIŁO SIĘ MOJE NAJWIĘKSZE SZCZĘŚCIE!

MAJ- mój pierwszy Dzień Mamy :)

CZERWIEC- pierwszy Dzień Dziecka M., wyjazd z M. na wieś, WESELE NIKI
 
LIPIEC- koniec karmienia piersią :(, CHRZCINY MARTYNY

SIERPIEŃ- pierwsze warzywko M.i jej obrót z brzucha na plecy :), nasz rodzinny wyjazd do Brennej, PIERWSZY ZĄBEK, wybór wymarzonej sukni ślubnej

WRZESIEŃ- nasz laserowy wieczór w G-ce super sprawa i zabawa dopóki Nika nie wybiła zęba ;/

PAŹDZIERNIK-lekcje tańca, 50-tka cioci, moje dziecko kończy pół roku,

LISTOPAD- to jedno wielkie latanie i załatwianie spraw związanych ze ślubem, przebicie uszu M., mój wieczór panieński :), trzaskanie przedweselne

GRUDZIEŃ- ŚLUB! NASZE PIERWSZE RODZINNE ŚWIĘTA!

 Na koniec chciałam Wam życzyć aby 2013 był pod każdym względem lepszy i piękniejszy niż 2012 a jeśli komuś się nie darzyło to niechaj Wam się zwróci podwójnie a nawet potrójnie, przyszłym pannom młodym miłości na nowej drodze życia i cierpliwości w przygotowaniach, przyszłym mamom szczęśliwego rozwiązania, przyszłym pracownikom wyrozumiałych szefów a przyszłym kierowcom sprawnych aut no i chyba tyle :)

piątek, 28 grudnia 2012

BO CZASAMI PIERWSZE WCALE NIE JEST FAJNE...

Jak to bywa przed świętami trochę się polata ze szmatą, czasami ktoś machnie okno albo dwa, jeszcze inni gotują jakby mieli wykarmić całe wojska a inni jak zasada spędzają całe święta poza domem więc gotować nie muszą... a sprzątają bo lubią choć po powrocie do domu pierwsze co zrobiłam złapałam za szmatę bowiem nie uwierzycie ale jak człowieka nie ma to też się kurzy a te okruszki i różne dziwne rzeczy nie wiem skąd się wzięły skoro K. w domu był tylko na chwilkę jak palił w piecu codziennie rano i ostatnią noc spędził już w domu ze szwagrem naszym bo ja zostałam z małą u mamy...

Jak to bywa przed świętami trzeba zrobić listę co? komu? i za ile? a potem ją sprawnie zrealizować dlatego też jednego dnia moja mama została z M. a my na zakupy i tak też każdy pod choinką coś znalazł:
Nadia LEGO DUPLO
K. papucie uszyte przez Looke  http://www.delaluca.pl/sklep-internetowy/balerinki-domowe/balerinki-%22kratka%22/7-42 inny kolor ale wiecie chociaż w jakim stylu :)
K. czyli szwagier specjalne spodnie bo zrobione na zamówienie i z logo naszego kolegi który robi karierę hip-hopową :) dodatkowo dostali razem kalendarz na cały rok ze zdjęciami Naduśki
K. czyli mój mąż sweter niebieski
Babcia 1 krem i świeczka
Babcia 2 rozgrzewacz i termofor
Babcia 3 kubek z herbatką (swoją drogą niezłą nazwę wybraliśmy bo SEKRET BABUNI) hihi i zdjęcia w ramce naszych małych
rodzice K. toster i kalendarz z fotkami M. na cały rok
moi rodzice podobnie jak wyżej czyli kalendarz, mój tata zestaw męski czyli bielizna i skarpetki a mama bluzeczkę
zasada dostała naprawdę sporo więc nie wiem od czego zacząć ale między innymi: kosmetyki, słodycze, sweter, piżamę, kartę upominkową do TK Maxx, pieniądze, czapkę, szal, wymarzone świeczki z Ikea przywiezione specjalnie z Łodzi
M. zabawki, zabawki i jeszcze raz zabawki, ubranka, a także pieniądze, żeby kupić co potrzeba, lalę, cały zestaw z NUK z najnowszej kolekcji z Myszką Miki czyli butelka, smoczek, zawieszka :), i ubranko od dziewczyn które szyją bardzo fajne i oryginalne ciuszki dla dzieci a M. dostała od ciotki: w ukochanym kolorze mamy http://flawless.pl/pl/bluza-fioletowa-rozm-1-2.html

Jak to przy świętach bywa objadłam się ale jakoś tak z umiarem nie potrafię już zjeść tyle co kiedyś i chyba jakoś nawet nie chcę... zgodnie z planem Wigilię spędziliśmy u rodziców K. gdzie też zostaliśmy na noc podobnie jak następny dzień poza kolacją ale na spanie wróciliśmy do teściów, za to kolejny drugi już dzień zaliczyliśmy cały u mojej mamy łącznie ze spaniem też ale tylko dziewczyny czyli my, mama, i siostra z małą a faceci towarzyszyli tacie  w pracy a potem pojechali spać do nas.

Jak to przy świętach bywa zasada upiekła piernik, który wyszedł w tym roku jeszcze lepszy niż poprzednio a sekret w tym, że tym razem całe powidła zmieszałam z ciastem jeszcze przed pieczeniem a nie tak jak poprzednio dzieliłam piernik na pół i smarowałam powidłami pomiędzy.
Razem z mamą upiekłyśmy też ciasteczka ja orzechowe a moja mama cynamonowe i jedne i drugie miały niezłe branie w czasie spotkań rodzinnych :)
Oczywiście był u nas Mikołaj w tej roli mój szwagier ale N. spanikowała a M. jest chyba na tyle mała, że owszem patrzała z zainteresowaniem ale nie wiedziała o co chodzi tak czy siak ale najważniejsze, że nie płakała:




Za to czas kolacji wigilijnej marudziła tak, że aż sił mi brakowało i całe dwie noce i dni spędzone u dziadków była niespokojna, marudna i rozregulowana i dwie noce z rzędu budziła się koło 24 i nie spała po 2-3 godziny aż w końcu wożona i noszona przez mamę, której plecy tak dostały w kość zasypiała i spała niespokojna do rana... Nie wiem czym było to spowodowane bo jeśli zmianą otoczenia i np. innym łóżeczkiem to u mojej mamy też jest kojec a nie łóżeczko drewniane a tam spała dobrze trzeciej nocy...
Jedyne co wiem i mnie wkurzało to brak regularnych drzemek jakie ma zawsze jak jesteśmy w domu lub jakie ma wogóle zawsze w ,,normalne" dni.
foto nr 1 M. w swoim prezencie :)
foto nr 2 M. je swoją pierwszą w życiu kromkę chleba :D

P.S. CZY KTÓRAŚ Z WAS WIE ALBO SŁYSZAŁA COŚ O POWIĘKSZONYCH GRUCZOŁACH PIERSIOWYCH U NIEMOWLAKÓW? M. MA OD DWÓCH DNI WYCZUWALNE ZGRUBIENIA NA SUTKACH OCZYWIŚCIE POCZYTAŁAM W NECIE ALE SAMA JUŻ NIE WIEM BO TAM PISZĄ, ŻEBY SIĘ NIE MARTWIĆ I ŻEBY ODSTAWIĆ KURCZAKA I CHRUPKI KUKURYDZIANE A MOJE DZIECKO TAKIE CHRUPKI ZJADŁO DOSŁOWNIE 3 RAZY W ŻYCIU PO JEDNYM A KURCZAKA JADAMY TYLKO W SŁOICZKACH SPECJALNIE PRZECIEŻ PRZYGOTOWANYCH DLA DZIECI ;/

poniedziałek, 24 grudnia 2012

KRÓTKO I NA TEMAT ;)

                                   WESOŁYCH, SPOKOJNYCH I RODZINNYCH ŚWIĄT!

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Pokaz Mody i Nasze pierwsze wspólne święta.

Wspominałam o pokazie mody na który miałam iść z siostrą, więc poszłam najpierw do fryzjera ułożyć sobie włosy a potem podjechałam po K. i w drogę. Po dotarciu na miejsce siostra miała dziwną minę po czym w czasie wchodzenia po schodach mówi, mi że to chyba jutro bo jej się dni pomyliły...
Uwierzycie?
Okazało się, że miała rację i pokaz był dnia następnego więc sru do domu i następnego dnia powtórka z rozrywki ale tym razem włosy robiła mi właśnie K. która to musiała do mnie przyjechać wcześniej bo przecież nie po to płaciłam za fryzjera żeby ją powozić autem po mieście :)
Mąż przed wyjściem kazał mi kupić sobie coś fajnego ale jakoś nic nie wpadło mi w oko a jedna rzecz jaką chciałam zmierzyć oznaczałaby stanie w kolejce do przymierzalni więc odechciało mi się i kupiłam sobie tylko coś co zawsze pasuje bez mierzenia a mianowicie biżuterię robioną pewnie przez jakaś młodą zdolną projektantkę co rozbawiło w niej mojego tatę ani to, że jednym z jej elem. są takie małe prawdziwe śrubki hihi.
*
Nasz czyli mój i M. weekend spędziłyśmy we dwie u cioci i Nadi, gdzie razem w 4 sobie urzędowałyśmy bo wujo w Łodzi a tata cały weekend w szkole więc ,,się wyprowadziłam" i kiedy wróciłam dziś o 10 rano do domu okazało się, że czeka mnie ponowne sprzątanie mieszkania na święta bo odkąd porobiłam to co chciałam tak jak chciałam dzień w dzień pilnowałam żeby stan rzeczy miał miejsce ale wystarczyła chwila nieobecności i K. zaszalał więc czekało na mnie zmywanie, pranie, prasowanie, kurze, zmiana pościeli naszej i małej, odkurzanie, podłogi i kabiny szorowanie...
Mieszkanie lśni, M. śpi K. w łóżku obok bo rano wstaje do pracy, w całym domu palą się tylko dwa komplety światełek choinkowych jedne w wazonie na parapecie drugie w kuli na komodzie a ja odpoczywam i delektuję się ciszą i wizją spania w swoim łóżku lubię być u siostry ale tam ani ja ani M. nie śpimy tak jak chcemy i lubimy bo mnie boli szyja z jej poduszek a M. nie może nadrobić snu w czasie dnia z powodu zabaw Nadi, która szaleje już całymi dniami.
Także nasze pierwsze wspólne święta mamy już w domu jeśli chodzi o nastrój i ozdoby a same święta spędzamy u dziadków jednych i drugich dlatego też jutro moja mama przychodzi pilnować M. a my jedziemy za prezentami i ja muszę koniecznie wywołać kilka zdjęć w tym parę z sesji jaką zorganizowałyśmy małym w ten weekend :)
 

środa, 12 grudnia 2012

ROCZNICA, PIERWSZA ZAKAŹNA, IKEA I V.I.P

Jak już wspomniałam mieliśmy rocznicę, która właściwie jakoś tak nam przeleciała pod znakiem gorączki M. której nie dało się niczym zbić... Czopki pomagały dosłownie na jakąś godzinę po czym znowu pojawiała się wysoka temperatura i taki żal, że serce mi pękało.
Nasza pani dr nie odbierała tel. bo weekend ;/ a jak wreszcie odpisała wieczorem to M. wyczerpana słodko już spała. Ja przekonana, że to zęby nie posłuchałam mamy i nie pojechałam do szpitala na dyżur tym bardziej, że miałam już umówioną wizytę na następny dzień wieczorem... ale kiedy rano zmieniałam M. pieluszkę zobaczyłam, że jest cała wysypana wystraszyłam się nie na żarty że to różyczka bo jej alergia jak już się pojawia wygląda inaczej i wiecie co? Okazało się, że się pomyliłam z chorobą bo M. przechodziła swoją trzydniówkę- pierwszą zakaźną chorobę wieku niemowlęcego, która objawia się wysoką gorączką nie do zbicia przez 3 dni a następnie na kolejne 3-4 dni znika temp. i pojawia się wysypka na całym ciele, która z czasem sama ustępuje...
Także zęby zębami rosną jak grzyby po deszczu nawet lekarka była zdziwiona, że mamy ich już tyle ale póki co nie mamy z nimi problemu bo nawet nie wiem, kiedy wychodzą hihi stan na dziś 8 kolejne 2 w drodze :)
*
Wczoraj od rana jak tylko napaliłam w piecu, żeby nam d... nie zmarzły udałam się z moim dzieckiem na kolędowanie po rodzinie i tak po kolei byłyśmy u mojej babci na kawie, gdzie moja mama pomagała w świątecznych porządkach bo babci ręka po wypadku w sanatorium nie jest do końca sprawna do teraz... potem razem z babą czyt. moją mamą do niej na obiad a potem razem z babą i babcią do siostry i szwagra na kawę. Następnie wrobiłyśmy babcie do pilnowania dziewczynek i pojechałyśmy sobie do Makro na małe zakupy z których wróciłam z pięknymi gwiazdkami, które znalazły miejsce na moim oknie, jedzeniem dla M. i moimi nowymi wyczekanymi firankami makaronami bo mi brakowały dwie sztuki do nowej wizji okiennej :)
*
Za to dziś nie wiem jak to się stało ale miałam na obiedzie całą swoją rodzinę czyli 6 dorosłych i 2 dzieci :) Także od rana na wysokich obrotach, okno, podłogi, pranie, sprzątanie, dzieckiem się zajmowanie :D, gotowanie (chilli con carne i tarta ze szpinakiem i serem feta). Jak już rodzina została nakarmiona stwierdziliśmy, że co tak będziemy siedzieć tym bardziej, że K. musi się uczyć i na dwa auta sru do Ikei gdzie chciałam upolować:
 http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/00238813/
ale okazało się, że WYKUPILI WSZYSTKO! 
No ale wiadomo z pustymi rękoma nie wróciłam i mam: kolejną ramkę do kolekcji na zdjęcie z naszej sesji choć jeszcze nie wiem jakie..., kilka foremek na ciasteczka, które będę piekła zamiast pierników, moje niezbędne rolki do zbierania paprochów z ubrań i wazonik który potrzebowałam aby włożyć do niego choinkowe światełko i postawić na parapecie :) 
*
Na koniec muszę się pochwalić, że dostałam razem z siostrą zaproszenie na prywatny pokaz mody w jednym z Z. sklepów, gdzie po wszystkim będzie można dostać wcześniej niż zostaną wystawione na sklepie wyjątkowe ciuszki i dodatki polskich projektantów :D Mamy już z sis kilka rzeczy z tego miejsca i muszę przyznać, że rzeczy są naprawdę wyjątkowe a jedną z nich była sukienka mojej świadkowej, którą siostra właśnie tam kupiła :)
Także M. zostaje jutro z tatusiem albo babcią a mama ucieka na dwie godzinki do ludzi :):)
Moja ukochana M. w klimacie bombkowym
Mina, kiedy bawimy się nową zabawką bezcenna KOCHAM :*!
P.S. Jeśli ktoś uważa, że za dużo jest zdjęć M. może się wypowiedzieć ale od razu mówię będzie tak samo bo jak tu się nie chwalić takim cudem...

 

niedziela, 9 grudnia 2012

01.12.2012 cz. II i inne

Jako żona jestem i mam się dobrze powoli wróciliśmy do naszego codziennego, zwykłego życia takie sprzed ślubu i wiecie co nic się nie zmieniło po wypowiedzeniu tego sakramentalnego TAK. Mam na myśli oczywiście nas samych bo pod kątem urzędowym i kościelnym wiadomo jesteśmy już teraz tak jak być powinno rodziną i nie ,,grzeszymy". Do wesela jeszcze wrócę jak dostanę już zdjęcia (obiecuję)!

Zaś jeśli chodzi o sprawy nieślubne bo przecież życie toczy się dalej... Jedzenia i nie tylko zostało nam tyle, że pozamrażałam i zjadłam ja, nasze mamy i babcie plus siostra i jeszcze sporo poszło do kosza na śmieci bo zaczęło się szybko psuć, wiadomo nie wszystko można przechowywać dłużej...
Oficjalnie odnotowałam we wszystkich urzędach, że zostałam panią F. czekam na nowy dowód, z prawem jazdy chwilowo się wstrzymałam i czeka mnie jeszcze wycieczka do mojej spółdzielni i wymiana karty z NFZ.

Mamy za sobą już nasz reportaż ślubny w plenerze, który trwał prawie cały dzień, gdzie w międzyczasie ja dwa razy zamieniłam się w sopel lodu, trzy razy zmieniałam nakrycie głowy, kilka razy buty, wypiłam pyszne Latte zjadłam mega pysznego amerykańskiego burgera ze 100% wołowiny w knajpie kumpla (między innymi tam robiliśmy zdjęcia), które pokaże jak tylko będą w moim posiadaniu :) Nasze BUBU siedziało sobie u babci i grzało swoej małe 4 litery a wieczorem pojechało z mamą i tatą do ciotki na kolację, która miała być naszym obiadem a więc biały żurek robiony przez szwagra, łódzki całkiem inny niż nasz śląski ale PYSZNY! I ja potem ze względu na brak naszej obecności w domu na noc udałam się do rodziców bo w naszym mieszkaniu nie napalone a temp sięgała chyba 15 stopni więc trochę za zimno dla dziecka...
WSPOMINAŁAM JUŻ, ŻE NIE ZNOSZĘ ZIMY! I SWOJEGO MIESZKANIA O TEJ PORZE ROKU, NAJCHĘTNIEJ BYM SIADŁA I PŁAKAŁA! TĘSKNIĘ ZA KALORYFEREM I CIEPŁEM NA ZAWOŁANIE ALE JESZCZE KILAK M-CY JAK SIĘ UDA, KILKA M-CY... POWTARZAM TO JAK MANTRĘ...

I wiecie co Mikołaj przecież był :D U nas też przecież wiadomo, że i M. i mama grzeczne były cały rok :)
M. stała się posiadaczką:
-nowych zabawek
-kolorowych rajstopek o rozm. większym niż nosi Nadi hihi
-ślicznej bluzeczki (jak wyżej)
-funduszy na swoje małe potrzeby, które oczywiście czekają na swoją chwilę w mamy portfelu
-i ślicznego dużego zrobionego na drutach królika, który to zrobiła dla małej dzielna i zdolna ciocia G. z dołu :)

[*] niestety jak to w życiu bywa jest czas na zabawę i wesela ale przychodzi też czas, kiedy trzeba kogoś pożegnać i tak też w piątek w swoją ostatnią drogę udał się dziadek mojej ukochanej kuzynki, straszne jest to, że mój wujek a jej tata przyleciał na mój ślub z pracy i zaraz po nim wrócił do Niemiec a dzień po powrocie dostał taką wiadomość i znowu musiał na szybko wrócić do Polski... a jeszcze kilka dni temu śmiałam się jak rozwoziliśmy kołocz, ze jaki on tam stary...

*

Nawet nie wiem kiedy ale zdałam sobie sprawę, że dziś 9 grudzień i wiecie co? Dokładnie 13 lat temu K. pocałował mnie po razy pierwszy :D
Teraz mamy wspólne nazwisko, mieszkanie, najpiękniejszy prezent od losu czyli naszą małą, wyjątkową M. która ząbkuje na całego i aktualnie wybija się jej 6 zębów jednocześnie więc marudzimy i gorączkujemy trochę..., mamy siebie a to najważniejsze i kto wie, może kiedyś za jakiś czas jeśli los tak zechce będzie nas więcej :)
Póki co mama czyli ja ogarniałam w piątek i w sobotę nasze małe gniazdko pod kątem świat czyli WIELKIE porządki w szafkach i pomieszczenie za pomieszczeniem szorowałam, czyściłam i pucowałam... na koniec skromnie bo jakoś poszłam w minimalizm postawiłam tu i tam coś świątecznego i jeszcze pokojowe okno na mnie czeka i zmiana pościeli i jestem gotowa :)
Zrezygnowałam w tym roku z naszej choinki bo zabiera sporo miejsca na szafce i sypia się z niej brokat a ja i tak przy piecu mam sporo wycierania i odkurzania więc choinkę owszem mamy ale taką małą ozdobną w moich ulubionych fioletach a tam gdzie stała nasza zielona stoją fioletowe krzaki a na nich kilka naszych bombeczek :)
W sumie i tak całe święta jesteśmy poza domem więc choinki będą u jednej i drugiej babci a M. jeszcze nie wie co i jak tylko będzie patrzeć bo kolorowe i świeci...

Powoli planuję prezenty dla mojej jej teraz starej i nowej rodziny i z listy:
-Martynka
-moja mama
-mama K.
-mój tata
-tata K.
-moja babcia
-dwie babcie K.
-moja siostra
-szwagier
-Nadi
-wujek K.
-sąsiedzi z dołu
-K.
skreślić już mogę K. i Nadi i wstępnie wiem co chcę dla M. ale jeszcze to przemyśleć muszę...

*

póki co...
nasza fontanna

jeden z ulubionych prezentów a raczej pomysłów na prezent, bo że im się tam chciało zwijać hihi

mój bukiet

MOJA M. i ja w nowej odsłonie bo wczoraj zaliczyłam jeszcze fryzjera...

 

wtorek, 4 grudnia 2012

01.12.2012

01.12.2012 Nasz data ale zanim nastąpił ten dzień...
Cały tydzień przed weselem okazał się jedną wielką gonitwą i najlepiej jakby człowiek był w 5 miejscach równocześnie o tel. nie wspomnę. I jakoś tak mimo wszystkim i wszystkiemu zarówno ja jak i K. nie odczuwaliśmy stresu o który wszyscy tak dopytywali, za to nasze mamy i ogólnie rodzice nawet nie wspominam. 
Przyszła panna młoda w przerwach między zwykłymi, codziennymi obowiązkami i zajmowaniem się moją M. podleciała na próbny makijaż, na nockę do swojej siostry, na 4 godzinne pakowanie kołocza, który następnie kolejne 3 godziny rozwoziliśmy po naszych znajomych, lub gościach zaproszonych a na weselu nieobecnych.
Doczekałam się także przesyłki, która przyszła na ostatnią chwilę i okazało się, że... buty, które się w niej ukrywały są za małe więc mam do sprzedania za 30 zł. balerinki białe angielskiej firmy rozmiar 40 ! Nie to jednak było najgorsze lecz fakt, że butów na zmianę jakby brak...
Uprosiłam K. i pojechaliśmy do najbliższego większego sklepu, gdzie wiedziałam, że znajdę przynajmniej 5 obuwniczych i jak zwykle mój Deichmann mnie nie zawiódł kupiłam sobie białe mokasyny i niespodziewanie druga para butów na obcasie wylądowała w moim koszyku ( jak się później okazało wygodniejsze i bardziej pasujące zostały na moich nogach w tym wyjątkowym dniu).
I powoli zbliżamy się do TEGO dnia ale zanim powiedzieliśmy sobie TAK musieliśmy sporo się namachać miotłą... Na Śląsku i z tego co wiem nie tylko jest pewna tradycja na dzień przed weselem, w domu rodzinnym pani młodej ma miejsce tzw. trzaskanie. Zabawa polega na tym, że nie wiadomo kto i o której (choć zazwyczaj są to godziny popołudniowe i wieczorne), przychodzi i trzaska porcelanę na szczęście młodej parze a młodzi muszą wychodzić i sprzątać to wszystko za każdym razem częstując przybyłych ciastem weselnym i kieliszkiem wódki.
U nas też trzaskanie się odbyło i mimo, że nie trwało długo było dosyć intensywne bo większość naszych gości spotkała się pod drzwiami moich rodziców o podobnej porze :)
*
Wstałam wyjątkowo wcześnie ale co robić jak na 7 czesanie umówione więc po ostatniej nocy spędzonej w stanie wolnym pod dachem rodziców wstałam i dobudzona wskoczyłam do auta i poleciało...
Czesanie trwało jakieś 2 godziny zaraz po znowu w auto i na malowanie do kosmetyczki bowiem tego dnia moja dziewczyna musiała być w pracy więc jechałam ja do niej a nie ona do mnie jak to zazwyczaj panny młode sobie życzą :)
W międzyczasie dojechała do mnie już po swoim fryzjerze moja siostra i świadkowa w jednej osobie, po tym jak i ona została pięknie wymalowana znowu w auto i do domu szykować się na wielkie wyjście. Ubierać pomagała mi się moja mama bowiem siostra z doczepioną no nogi Nadi miała ciężko, w sumie całe wyszykowanie zajęło mi jakieś pół godziny plus pozowanie do zdjęć rzecz jasna bowiem już w czasie przygotowań E. rozpoczęła swój reportaż ślubny.
Koło 12 przyjechał K. z rodzicami i jego babciami a moja już czekała razem z nami, po tym jak siostra zamknęła mnie w pokoju i targowała się z K. za ile mnie ,,sprzeda" ja stałam już gotowa i dalej spokojna i czekałam ( poszło szybko i coś za tanio haha, a biedny K. przygotowany na wielkie targowanie, siostra do dziś pluje sobie w brodę, że tak szybko odpuściła).
Widok zaskoczenia, zachwytu i miłości w oczach K. bezcenny :D
Błogosławieństwo i fruuu do kościoła a tam... pierwszy szok i stres, czekamy na zew. goście w kościele, świadki podpisują papiery, patrzę  zza drzwi i co widzę? Raczej czego nie widzę... kościół pusty! Zero wystroju, żadnych kwiatów, świec, dywanu NIC a ja za to wszystko zapłaciłam aż mi łzy napłynęły do oczu... K. zostawił mnie samą i szybko do księdza (okazało się, że on mnie nie zrozumiał i wyszło jak wyszło, ogólnie szkoda rozwijać temat, wiadomo tylko, że on myślał, że ja pójdę do osoby odpowiedzialnej za wystroje kościoła w takie dni jak ślub a ja myślałam, że po naszej rozmowie zrobi to on).
Wchodzimy (potem dowiedziałam się od dziewczyn moich, że podobno było WOW :D), msza i kazanie przebiegało spokojnie a że ślubu udzielał nam ks. który zna mnie od dziecka kazanie było takie trochę osobiste więc dla mnie bardzo miłe i wiecie takie szczere nie takie zwykłe bezosobowe gadanie.
W końcu nadeszła TA chwila i kiedy K. przysięgał przed ołtarzem i trzymał moją obrączkę w ręcę doszedł do końca a obrączka dalej nie była na moim palcu... wtedy ks. po cichu mówi do K. może włożysz jej tą obrączkę na co mój K. dalej z przystawionym mikrofonem mówi ,,JUŻ?" Wszyscy to słyszeli ale nikt nie wiedział o co chodzi więc większość gości sama sobie dopisała scenariusz i zaczęły się śmiechy. Mnie cała sytuacja doprowadziła do takiej głupawki, że kiedy przyszła moja kolej śmiałam się i przysięgałam równocześnie :D
 *
Goście weselni zostali poprowadzeni do autokaru a my czekaliśmy pod kościołem na życzenia pozostałych osób a no i nie obyło się bez rzucania monet a ja z moimi zrobionymi pazurkami ledwo co radziłam sobie żeby coś z tej ziemi wyzbierać... Życzenia, życzenia, buziaczki i do auta na salę...
Zastanawiałam się jak opisać Wam samo wesele bo przecież wiadomo, że rewelacji nie było bowiem jak w większości przypadków było:
-przywitanie młodej pary chlebem i solą
-szampan i trzaskanie kieliszków
-pierwszy taniec, który został zmieniony na ostatnią chwilę więc zero stresu :)
-obiad
-kawa, herbata, kołocz i moje oczko w głowie czyli tort, który okazał się pyszny i chyba nawet lepszy w smaku niż na degustacji
-potem już leciało zimna płyta, 3 ciepłe kolacje, zabawy, tańce, hulańce...
-oczepiny ( welon powędrował do naszej koleżanki, której też się już marzy ślub po 14 latach związku a mucha K. do jej narzeczonego :) więc wszystko jasne)
-były dwie atrakcje jedna moja czyli czekoladowa fontanna dryga K.- po 12 występ młodego zespołu który zagrał przez około godzinę znane i lubiane rockowe kawałki, i ta niespodzianka spodobała się gościom bardzo co było widać po tym jak się bawili i jakie zaskoczone miny mieli, kiedy młodzi weszli na scenę
 -podziękowania dla rodziców (wybraliśmy zegarki z grawerem)
- szaleństwo do białego rana i umęczona zasada ze swoim równie zmęczonym MĘŻEM wrócili do swojego domu aby się wyspać

poniedziałek, 3 grudnia 2012

poniedziałek, 26 listopada 2012

zębowo, ślubie, imprezowo...

Za nami spotkanie organizacyjne z właścicielką sali, gdzie po odmówieniu nam przez około 30 osób musieliśmy zgodnie z naszą umową zapłacić za wymaganą liczbę osób, choć tylu gości nie będziemy mieć... ale wiadomo wesele to zawsze także między innymi straty...

Za mną próbne czesanie jak już wiecie ale także i próbny makijaż, który już powoli jak wszystko chyba będzie inny niż sobie wymyśliłam bo okazało się, że moja czarna oprawa oczu przy blond włosach wymaga mocniejszego podkreślenia.

Za nami spotkania kościelne, na których to okazaliśmy naszą wdzięczność między innymi za fakt, że na naszą a zwłaszcza moją prośbę ślubu udzieli nam proboszcz :)

Suknia jest
Bielizna jest
Buty są
Buty na zmianę są i to nawet kupione dwie pary żadna nie doszła jeszcze do mnie, obie kupione na allegro zaczynam się wkurzać...
Biżuteria jest
Bolerko jest
Fryzjerka umówiona
Kosmetyczka umówiona
czyli panna młoda gotowa :D

Za nami nasze kawalerskie i panieńskie imprezy o mojej nie ma się co rozpisywać bowiem odbyła się ale w większości dziewczyny zawiodły pod różnymi względami więc chłopaki mieli lepszą imprezę i organizację a bawili się razem ze smokiem wawelskim :)

Za nami urodziny mojej przyszłej teściowej na których to ja i moja mała M. byłyśmy same bo tatuś zmierzał już do Krakowa, prezent trafiony, solenizantka zadowolona a to najważniejsze...

Moja kochana mama kolejny raz pilnowała dwie dziewczynki przy czym moja przesypia całe noce już bardzo długo jedyne pobudki są na kilka chwil i można im zaradzić podaniem smoczka, M. ma juz 5 zębów kolejne górne jakiś czas dawały o sobie znać wypukłością na dziąśle a jak się pokazały to wszystkie 3 od razu i to jak dziwnie bowiem jest dwójka jedyna przerwa i znowu dwójka :)
Powoli uczymy się siedzieć sama się jeszcze nie podniesie chyba, że z pomocą mamy lub innego dorosłego, który pomoże i poda palce ale posadzona coraz pewniej i dłużej siedzi sobie sama zanim się nie połamie i z rozbrajającą minką spada do tyłu :)

 Właśnie wróciłam z próby mojego drugiego zespołu, który po oczepinach ma być naszą niespodzianką dla gości i atrakcję imprezy i powiem tak nie znam się za bardzo na tej muzyce i nie przepadam ale mi się podobało a chodzi mi o rock :) a skoro ja jestem zadowolona goście chyba też będą hihi.

Przed nami rozwożenia kołocza, trzaskanie, odebranie sukni, wizyta u kosmetyczki, opalanko, osobna noc przed ślubem, spowiedź... ŚLUB :D:D:D:D:D
 Moja mała rodzinka jeszcze kilka dni i wszyscy będziemy mieć tak samo na nazwisko lol :)

sobota, 17 listopada 2012

TRUE BLOOD I KOLCZYKI

Przy okazji jakieś spotkania kuzynka z mężem opowiedzieli nam o serialu jaki namiętnie oglądali codziennie po kilka odc. przez jakiś czas. Ja kiedyś gdzieś o tym słyszałam, nawet jedna książka z tej serii stoi na mojej czarnej półce (same książki o magii, wampirach i innych dziwnych rzeczach, akurat wszystkie okładki są czarne :)) więc postanowiliśmy się skusić i wiecie co wciągnęło nas/ a mnie to już napewno. Dlatego, kiedy tylko czas i dziecko na to pozwala zasiadamy przed TV i odpalamy kolejne odcinki True Blood :D

Mamy za sobą pierwszą gorączkę, która niespodziewanie pojawiła się pewnego dnia w nocy i nie udało nam się jej pozbyć a nawet zbić poza jedną sekundą kiedy mała miała 37 i trochę przez cały dzień i pół kolejnej nocy, oczywiście zasada panikara od razu do lekarza a tam antybiotyk, który pobiegłam i wykupiłam ale do dziś nawet jednej dawki jej nie podałam... Stwierdziłam, że przecież ja wierzę w to, że im później dziecko dostanie pierwszy raz antybiotyk tym lepiej dla niego i jego odporności, zbijaliśmy gorączkę okładami i Nurofenem ale całej reszty nie ruszyłam... Cała infekcja przerodziła się w gęsty katar, który sam wylewał się powoli z nosa albo pojawiła się przy kichaniu i kaszel, który męczył nas przez kilka dni zwłaszcza w nocy i wieczorami ale dalej nic poza kropelkami do nosa i syropku nie dawałam jej więcej aż wreszcie wczoraj spanikowana dziwnym charczeniem w klatce piersiowej znowu do lekarza i co się okazało? Nic, moje dziecko poza resztkami kataru jest zdrowe, charczenie pojawia się z górnych dróg oddechowych, wszystko osłuchowo czyste i powoli wracamy do zdrowia :) Pan doktor żyje w myślą, że pomogła jego kuracja antybiotykiem a przecież jak widać można dziecko wyprowadzić z infekcji bez tego (wiadomo czasami się nie da ale dlaczego każdy lekarz od razu ładuje antybiotyk nawet półrocznemu dziecku ;/)? Jak jej organizm ma nauczyć się walczyć skoro robi to za nią lekarstwo, na które o ironio uodparnia się z czasem jej organizm.

Spotkanie organizacyjne w kościele i z orkiestrą za nami, bukiet zamówiony, bielizna kupiona, kolejna przymiarka za nami i teraz jest naprawdę idealnie choć muszę się pilnować coby nie przytyć bo jakoś trudniej się ją ostatnio zapinało, wychodzi apetyt na słodycze jaki mnie ostatnio nie opuszcza hihi, próbne czesanie za nami miało być tak:

jest prawie identycznie :)

Czasami nie potrzeba mi dużo aby podjąć decyzję i tak właśnie było, kiedy wieczorem rozmawiałam z siostra a następnego dnia rano siedziałam w PKS i jechałam do Łodzi na szereg zabiegów na twarz do teściowej siostry na salon i wiecie co przez kilka dni niczym jaszczurka traciłam skórę ale za to teraz jestem ,,opalona", zdrowo wyglądam i mam prawie gładką buzię a dzięki temu, że mama pojechała daleko niunia spędziła dwa dni z moją mamą i babcią w towarzystwie dochodzącego dziadka, który od jakiegoś czasu poszedł sobie do pracy, choć jest na emeryturze od niecałego roku i swoją kuzynką bo jej mama czyli sis i szwagier urzędowali w Łodzi a potem się pochorowali i nie mieli jak wrócić do dziecka, które dopiero co skończyło kurację antybiotykiem ( i tu idealny przykład Nadia swój pierwszy antybiotyk dostała na zapalenie krtani w wieku dwóch lat bez miesiąca...). Dodatkowo zaszalałam w TK Maxx w Łodzi jak dla mnie póki co jeden z lepiej wyposażonych sklepów tej sieci i Martynka ma spódniczkę TUTU czyli:

Jutro jedziemy dopiąć sprawy związane z salą a dziś KOLEJNY WIELKI DZIEŃ W ŻYCIU MOJEJ MAŁEJ M:*


I kiedy przytulam się do taty mego mam taką cwaną minę :* 

czwartek, 15 listopada 2012

BUKIET

Miał być taki wyszukany, wymarzony...
 ale okazało się, że większość z tych kwiatków nie można zdobyć w zimę... i będzie inny, całkiem inny ale też z fioletowym akcentem : )

środa, 7 listopada 2012

Już mi niosą...

Chciałoby się rzec, że już mi coś niosą ale... człowiek wszystko nosi sobie sam, no może poza węglem, który w miarę swojej możliwości do domu nosi K. żeby nam dupy nie zmarzły. 

Noszę sobie sama dziecko swoje całymi dniami (choć tak naprawdę to mało ją noszę), bo ona taka grzeczna i zajmuje się sama sobą albo w łóżeczku, albo na rozłożonym łóżku rodziców choć od kiedy zaczęła się kręcić i umiejętność przewracania widnieje już na horyzoncie to blokujemy ją poduszką albo kładziemy na podłodze na kocyku i pościeli żeby w razie opuszczania główki kontakt z ziemią nie był zbyt bolesny...

Noszę się ciągle z zamiarem uzupełnienia pamiętnika małej, mam na  myśli ten pamiątkowy album z pierwszego roku życia dziecka :D jakby ktoś miał wątpliwości jaki pamiętnik prowadzi moja córka :)

Noszę też dziecko do lekarza, choć na szczęście okazało się, że mała ma tylko katarek za to Nadi wzięło już na całego i ma biedna kwarantannę na antybiotyku :( dodatkowo nasza lekarka zbadała Tynę pod kątem alergii i dumnam z siebie bardzo bo pochwalono nas za dbanie o skórę i za jej wygląd (czyli, że idealny), pozwolono nam wprowadzić do diety małej kilka nowych rzeczy, więc wprowadzimy i zobaczymy co się będzie działo... choć mam wielką nadzieję, że nic albo tak jak do tej pory tylko początkowo wystąpią objawy, które zaraz potem znikną i już się nie pojawią przy danym składniku...

Noszę też kawy i herbaty bo jakoś tak niby sama w domu z małą bo K. po L4 wrócił do pracy na zmiany popołudniowe a tu babcie wpadną w sensie moja mama i moja babcia czyli babcia małej i prababcia lol wiem, wiem dużo tych babć... Dziś ciotki dwie nas odwiedziły i niespodziankę zrobiły bo się zasada wizyty nie spodziewała :)

Noszę pranie z łazienki na suszarkę, z suszarki na fotel, z fotela na deskę do prasowania i do szafek i tak co drugi dzień...

Noszę gąbkę do mycia naczyń (choć ją to akurat powinnam już sobie do ręki chyba przyszyć), nie wiem jak dwie osoby bo butelki Martyny nie liczę mogą robić dziennie pomycia na kilka razy ?

Noszę się też z zamiarem podopinania ślubnych spraw w miarę moich możliwości do końca w tym tygodniu bo wiadomo są takie rzeczy, na które nie mam wpływu bo przecież nie zmuszę orkiestry żeby wzięli kasę wcześniej skoro oni chcą w dzień wesela mieć zapłacone...

Także jak widać nic mi póki co nie niosą... jeszcze...
Tymczasem u baby one dwie i ona jedna :)
 

 I ona jedna

piątek, 2 listopada 2012

Kopalnia, Odpust i Maszyna do szycia

U siebie wspominała na ten temat ostatnio Polly więc ja nie będę wdawać się aż tak w szczegóły powiem tylko, że wybrałam się na zwiedzanie kopalni ,,Guido" z kuzynką i jej mężem a także moim mężem przyszłym ( jeszcze tylko 4 tygodnie). Moje wrażenia hmmm z opowieści K. który był poniekąd naszym drugim i lepszym jak dla mnie przewodnikiem okazało się, że mało to wszystko ma wspólnego z prawdziwą kopalnią a nasz przewodnik okazał się ,,dupą wołową" mówił mało ciekawie o rzeczach, które większość gr. omijała szerokim łukiem a te ciekawe mijał zaś na większość zadanych pytań odpowiadał: ,,Tak dokładnie to nie wiem..." Więc ja się pytam co z niego był za górnik...bo podobno był a przynajmniej tak twierdził :)
 Kolejną parafią, w której mamy odpust jest nasza stara parafia czyli ta, w której powiemy sobie sakramentalne TAK i to właśnie tam nasza Martyna dostała swojego pierwszego balonika którego tarmosi do dziś i aż piszczy z radości.

Udało mi się ostatnio odwiedzić Ikeę dzięki siostrze i szwagrowi, gdzie zakupiłam wyczekaną lampkę na komodę koło łóżeczka małej za 10 zł. i jedną wielką lnianą zasłonę w kąciku wyprzedaży, z której dziś uszyłam swoje pierwsze w życiu firanki a konkretnie 4 zazdroski ; )
Zapragnęłam bowiem nauczyć się szyć na maszynie i właśnie dziś spędziłam przy niej swoje pierwsze 4 godziny, dzięki uprzejmości i wiedzy mojej sąsiadki, która pokazała mi co i jak jeśli chodzi o podstawy i tak mi się spodobało, że dodatkowo dla Martineza powstała UWAGA! Mamusiowa sowa- mądra głowa, która sobie szeleści i jest od początku do końca zrobiona przez mamę a więc wspaniała:
 Wreszcie dostarczono moją wymarzoną suknię więc pierwszą przymiarkę mam już za sobą teraz czekam na efekty poprawek bowiem, kiedy ściągano ze mnie miarę byłam kobietą z bujnym biustem, pełnym pokarmu dodatkowo... zaś teraz jestem mamą, która wykarmiła w miarę swoich możliwości swoje dziecię a resztą mleka dzieliła się jak mogła i biust już nie tych rozmiarów więc trzeba sporo zmniejszyć tu i tam...

Zamówiłam wreszcie fontannę na wesele i już się doczekać nie mogę tej atrakcji bowiem marzyła mi się właśnie taka :)

Zaś ostatnie dni spędziłyśmy w babskim gronie z ciocią K. i Nadi u baby, bowiem tata pojechał do Łodzi po garnitur K. się pochorował i na L4 i antybiotyku walczył sam z zarazkami w domu a my spakowane uciekinierki zamieszkałyśmy u babci razem z dziewczynami na czas wyjazdu dziadka :)
W tym czasie moja córeczka zdążyła się jednak pochorować i złapać coś od taty więc po dwóch dniach przeziębione wróciłyśmy do taty i chorują sobie teraz razem... Martynka zjadła pierwszego w życiu chrupka 

i powoli uczymy się robić kosi-kosi a mama wreszcie poszła na solarium po 100 latach bladości na wesele potrzeba odrobiny koloru :)
*
1 listopada sama odwiedziłam szybko moje groby w tym czasie K. siedział z Martynką a on swoje rano, kiedy z malutką w domku siedziałam ja, zaś po wszystkim ja pojechałam do mamy na kawusię i spotkać się z ciocią i kuzynką a mój dzielny facet zajmował się pierwszy raz tak długo sam naszym dzidzi :D 
 

środa, 24 października 2012

WESELNIE CZ. II

1.K. ma się już w co ubrać i jako pan młody, którego ubiór przyszła żona widziała i zaakceptowała stwierdzam, że będzie wyglądał bardzo przystojnie i z klasą :) 
2.Moja siostra a także moja świadkowa w jednej osobie zakupiła przepiękną sukienkę kolorystycznie dobraną do moich dodatków więc również wyglądać będzie, a skąd wiem? Ano wiem, bo kupowałyśmy ją razem a jak...
3.W szafie schowane mamy tuby strzelające płatkami róż a za szafą w pokoju gotowe ozdoby na nasze auto, które też już czekają na swój dzień
4.Dostałam tel. z salonu i w piątek jadę na pierwszą przymiarkę a więc WIELKI DZIEŃ coraz bliżej
5.Moja mama zakupiła sukienkę a to już wyczyn w jej wypadku i z jej talentem do marudzenia, że nic jej się nie podoba.
 6.Dalej nie wiem co z ozdobieniem kościoła bo jakoś nie potrafię się wybrać i zapytać co i jak...
7.Zapowiedzi wisiały już pierwszą niedzielę jeszcze 3 tyg. i odbieramy zaświadczenie bo ja należę do innej parafii a ślub będzie w mojej starej i aktualnej K. bo on dalej zameldowany u rodziców
8.Czekamy na nasze zawieszki i winietki na stół
9.Zapasy weselne się powiększają, moi rodzice mają pół piwnicy zastawionej Coca-Colą od której moja mama jest uzależniona więc nie wiadomo ile zostanie do 1 grudnia haha
10.Transport dla gości mamy już załatwiony, podobnie jest z tortem,który został wybrany i zamówiony
11.Muszę jeszcze zadzwonić za moją wymyśloną fontanną czekoladową na którą się uparłam hihi :)
12.Mam buty a to już dużo... wybraną fryzurę i bukiecik, który ma w sobie kwiatki, których chyba zimą nie ma... no i załatwioną kosmetyczkę i fryzjerkę choć zarówno próbne czesanie i jak i makijaż jeszcze na mnie czekają
Także jak widać powoli do przodu...


W międzyczasie ja i moja półroczna córeczka ciągle spacerowałyśmy i korzystałyśmy z ciepłych dni jakie serwowała nam w tym roku jesień i oby takie dni jeszcze wróciły...

Nasze zajęcia taneczne wywołują u mnie cotygodniowe salwy śmiechu i tylko dodatkowo poza plecami, które bolą mnie ciągle bez przerwy zaczyna boleć mnie ze śmiechu brzuch :)


CDN.

 

czwartek, 18 października 2012

PÓŁ ROKU!!

18.10.2012 -sześć miesięcy  temu o 9:20 rano moje życie przewróciło się do góry nogami, ten dzień i ta godzina zrobiły ze mnie mamę! Najważniejszą osobę w życiu mojego dziecka, osobę, która myśli za dwoje, żyje tak aby dobrze było dwójce, każdy kolejny ruch w życiu a nawet w ciągu dnia uzależnia od swego dziecka, jego godzin spania, jedzenia, zabaw, jego humoru i charakteru.
Sześć miesięcy temu spotkało mnie największe( a równocześnie najmniejsze), szczęście w moim życiu i wiem, że już nic (chyba, że drugi poród), nie sprawy mi większej radości, nie wleje więcej ciepła i miłości do mojego serca i nie wywoła tych wyjątkowych prawdziwych łez szczęścia.
Kocham swoje dziecko najbardziej na świecie, jestem w stanie zrobić dla niej wszystko byleby nie płakała i nie chorowała a cała reszta nie ma znaczenia. Każdy kto świadomie lub nie chce jej zaszkodzić od razu staje się dla mnie celem, każdy kto skrzywdzi ją kiedyś świadomie w jakikolwiek sposób stanie się moim wrogiem, JESTEM MAMĄ- nic lepszego nie mogło mnie spotkać za nami miesiące kiedy:
- pierwszy raz zobaczyłam moją wyczekaną córeczkę
-kiedy mała przytulona do mnie zaczęła ssać a ja zdałam sobie sprawę, że teraz jestem jej potrzebna do życia jak powietrze
-pierwsze nieprzespane noce (a było ich wiele)
-pierwsze godziny płaczu razem z moim dzieckiem spowodowane bezsilnością
-pierwsze kąpiele, zabawy i spacery ale także:
-pierwsze świadome uśmiechy na widok mamy :)
-pierwsze piski i gugania
-pierwsze ząbki (dalej mamy dwa i czekamy na kolejne)
-pierwsze próby siadania
-pierwsze obroty
-pierwsze świadomie tulenie się do mamy :)
-pierwsze wakacje, pierwszy lizak, pierwsze spanie poza domem bez mamy
Mogłabym wymieniać tych chwil mnóstwo ale po co? Najważniejsze, że dzięki małej to wszystko mogło się zdarzyć a dzięki szczęściu w jej osobie jeszcze sporo takich ,,pierwszych" chwil przed nami a ja? Doczekać się nie mogę i codziennie zaspana wstaję z uśmiechem na twarzy :):)
I sesyjka:
Pierwszy lizak

Obrót

Półroczna jubilatka zasypiała w pozycji na supermena po dniu pełnym wrażeń

Z mamą :*

czwartek, 11 października 2012

NADZIEJA MATKĄ GŁUPICH I WIELKA TĘSKNOTA

Temperatura za oknem zmusiła nas do odpalenia pieca, który od kilku dni bucha ciepłem a co za tym idzie ścieranie kurzy ma miejsce co dwa dni a dziś pierwszy raz w łazience jak co roku o tej porze na moim pięknym wyszorowanym zlewie zobaczyłam cholerną sadzę, która znowu wdziera się przez wywietrzniki wrrrrrrr!

Spacerujemy sobie owinięte szalikami, mała raczej nie zmarznie a ja jakoś daję sobie radę choć drugi raz w miesiącu drapie mnie gardło ale mam nadzieję, że tak jak poprzednim razem nie rozwinie się z tego nic więcej bo dopiero co wywalczyłam brak kataru u Martyny a znowu K. kaszle i smarka bo oczywiście jak mówię, żeby o siebie dbał bo małą zarazi to jak grochem o ścianę i twierdzi, że ten kaszel to przez papierosy...

Miało być o nadziei no i będzie we wtorek dostałam tel. ze swojego UP, że przeszłam wstępną rekrutację pozytywnie i zapraszają mnie na test za DWA DNI, więc wkurzona na maksa, że dzwonią na ost. chwilę poprosiłam mamę o zajmowanie się małą a sama przez dwa dni i dwie noce ślęczałam nad ustawami i kodeksami. Do teraz bolą mnie oczy i plecy a kiedy dziś rano dałam sobie już spokój z ostatnią ustawą i jej nie doczytałam to właśnie z niej pojawiły się na teście aż 3 pytania ale nie o tym chciałam... Miało nas być 21 osób zjawiło się o 5 mniej ale jedna dziewczyna przyszła bez kurtki i torebki. I tak o ile brak torebki mogę zrozumieć to brak czegoś do ubrania poza marynarką mnie zdziwił w końcu na zew. nie ma lata i wiecie co?
Pierwsza skończyła pisać i pierwsza wyszła a ja zaraz za nią...
Zgadnijcie dokąd zmierzałam ja i ludzie wychodzący za mną a dokąd poszła ona?
My na zew. do aut, na przystanek, do domów a ona do pokoju na parterze w budynku UP!
Wiem z doświadczenia, że pracownikom i stażystom z danego zakładu pracy wolno brać udział w konkursach ale wiem też jak to się zazwyczaj kończy dla innych...
Dlatego teraz cierpliwie czekam do czwartku na potwierdzenie swoich przypuszczeń a moja nadzieja na pracę pękła jak bańka mydlana przynajmniej tym razem i jeśli chodzi o to miejsce ( a i tak gdzieś tam w głębi pojawia się myśl, że chciałabym się miło rozczarować i nawet jeśli nie będę to ja niech się okaże, że to nie ona bo wtedy już przestanę chyba wogóle wierzyć w sens starania się o pracę u państwowych pracodawców...).

I nadszedł czas na tęsknotę- pierwszy raz odkąd Martyna pojawiła się w moim życiu spała aż dwie noce poza domem ale nie to jest dziwne bo tak już bywało obie noce spędziłam w innym mieszkaniu niż ona, ja u siebie, mała u babci (czyli u mojej mamy), straszne uczucie tęsknoty i to wrażenie w nocy, że ona jest obok i płacze, ta chęć wstawania do niej rano i zdanie sobie sprawy, że jest cicho i tak późno a ona jeszcze nie płacze na jedzenie... Wiem, że było jej u mamy dobrze tak samo jak w domu, ale mi już tak dobrze bez niej nie było i wiem, że druga taka sytuacja będzie miała miejsce przed naszym weselem bowiem Martinez idzie do cioci na dół już w piątek bo nie biorę jej do mamy na ,,trzaskanie" w sobotę widzimy się z małą w kościele na naszym ślubie ale zaraz po mszy ciocia G. znowu ją zabiera a my odbieramy ją dopiero w niedzielę popołudniu... i tak sobie myślę jak ja przeżyję to moje wesele, z tym stresem i pierwszym tańcem, z tęsknotą i z tym wszystkim na głowie...
I tańczymy sobie co tydzień ale nawet to nie rokuje nam rewelacji na wstępie :)
Chciałam się pochwalić, że znalazłam fryzjerkę , która robi takie cuda i to na moim osiedlu :) Zdj. pochodzi z imprezy pod tytułem 50- tka cioci a fotografem był zięć wspomnianej jubilatki i chrzestny mojego dziecka.
Z moją ukochaną Nadi, jakoś nie umiałam jej wypuścić z rąk, ciotka stęskniona po tym jak jej oczko w głowie przyjechało z Łodzi na pytanie ,,Kochasz nanię? ( tak Nadi mówi na ciocię bowiem od początku była uczona mówić ciocia A... ale wychodziło niania haha), usłyszała NIE :)
I na koniec druga gwiazda wieczoru z jedną ze swoich cioteczek (córka jubilatki, moja ukochana kuzynka).