wtorek, 28 sierpnia 2012

Z cyklu ulubione...cz.I

Od kiedy zobaczyłam to stwierdziłam, że wymyślono to z myślą o mnie i dla mnie bowiem jako osoba, której włosy przeszkadzają przy codziennych zajęciach, jako osoba która za włosy od jakiegoś czas jest ciągnięta i jako osoba, która lubi siebie w dużo krótszej wersji bywam nieszczęśliwa chyba, że na głowie mam...
 Fryzura wymyślona dla mnie na mojej głowie jest codziennie :)
Szybko
Praktycznie
Ślicznie

piątek, 24 sierpnia 2012

Nudą wieje ale zęby idą

Powiem krótko od kiedy siostra ma pojechała na wakacje nudzę się codziennie bowiem strasznie brakuje mi wspólnych spacerów a dodatkowo K. zmienili nagle zmiany i zamiast na noc chodzi na 14 do 22 więc nie widzimy się prawie wogóle bo w ciągu dnia go nie ma jak wraca ja udaje się spać a rano tylko chwilkę bo zazwyczaj jestem z małą cały czas i staram się wychodzić wcześniej jeszcze przed tym mocnym słońcem.

Tydzień poza nudą, która chyba jednak bardziej jest tęsknotą za dziewczynami starałam się wypełnić do granic możliwości a więc w niedzielę odwiedził nas chrzestny Martynki z żoną czyli moją kuzynką, wrócili z Chorwacji opaleni, wypoczęci i zadowoleni ( w końcu była to ich podróż poślubna).
Początek tygodnia spędziłam z mamą najpierw ja u niej następnego dnia ona u mnie razem z moją babcią, która dalej nosi gips bo złamana w sanatorium ręka nie chce się zrosnąć...
Tego dnia, kiedy one odwiedziły mnie i spędzałyśmy bardzo babski dzień przy garażu była również z nami moja sąsiadka z dołu o której często wspominam i to ona w czasie zabawy z małą ODKRYŁA, że moje DZIECKO ma PIERWSZEGO ZĘBA!
Strasznie chciałam żeby tą osobą była mama Martynki czyli ja i prawie codziennie od kiedy wszelkie znaki na niebie świadczyły o tym, że zęby idą spr. i jeden dzień tego nie zrobiłam a następnego dnia udało się spr. i odnaleźć tego wyczekanego jegomościa cioci G. :) Było to dokładnie 21 sierpnia w godzinach popołudniowych :)

Kolejne dwa dni spędziłam na popołudniowych spacerach z moimi kuzynkami i Marynki ciotkami przy czym każdego dnia z jedną, jedna z nich jest chrzestną małej więc jak już rodzice chrzestni małą odwiedzają to od razu zbiorowo haha.
Za to dziś rano pojechaliśmy z K. pozałatwiać ost. potrzebne nam dokumenty do spisania protokołu przedmałżeńskiego bo to już za tydzień... i oczywiście w USC okazało się, że ja nic nie załatwię od ręki tak jak K. bo urodziłam się w innym mieście o czym zawsze zapominam bowiem urodziłam się tam tylko i wyłącznie przypadkiem, mama rodziła w jednym szpitalu ale brakowało pustych łóżek a akcja porodowa się posuwała więc karetka wywiozła ją do najbliższej porodówki a co za tym idzie do innego miasta... I w poniedziałek jedziemy jeszcze raz...
A teraz moja ukochana jednozębna i czteromiesięczna, zajadająca słoiczki córeczka:
łóżeczkowy przyjaciel

 zdziwiona mina, kiedy mama otwiera na spacerze budę w wózku i widać drzewa...

niedziela, 19 sierpnia 2012

NOWA FURA, KOMÓRA I NASZ PIERWSZY WIĘKSZY WYJAZD

NIE WIEM CZY JUŻ TU WSPOMINAŁAM ALE TAK JAKBY OD SIOSTRY MEJ PREZENT ŚLUBNY JUŻ DOSTALIŚMY, MA ON CZTERY KOŁA I KIEROWNICĘ WIĘC TRZEBA BYŁO NASZE NOWE BUM ZAREJESTROWAĆ. ZNAJOMOŚCI Z DZIEWCZYNAMI Z WYDZIAŁU KOMUNIKACJI ZAOWOCOWAŁY FAJNĄ REJ. I TO JUŻ KOLEJNY RAZ BO SIOSTRY NOWE AUTO I TATY JAKIŚ CZAS TEMU TEŻ REJESTROWAŁAM JA.
AUTO NAWET JUŻ PRZETESTOWALIŚMY A DOKŁADNIE JEGO NAJWIĘKSZĄ ZALETĘ MIANOWICIE SPORY BAGAŻNIK DO KTÓREGO WCHODZI NASZA GONDOLA I STELAŻ W CAŁOŚCI A DO TEJ PORY W NASZYM PUNTO TRZEBA BYŁO GONDOLĘ WOZIĆ NA MIEJSCU PASAŻERA KOŁO KIEROWCY A STELAŻ ROZEBRANY NA CZĘŚCI PIERWSZE W BAGAŻNIKU, GDZIE JUŻ POZA TYM NIC NIE DAŁO RADY WCISNĄĆ ;)
TERAZ MAMY SPORE AUTO RODZINNE, KTÓRYM BĘDZIE JEŹDZIŁ K. I MAM SWOJE AUTO I JA BO PUNTO ZOSTAŁO DO MOJEJ DYSPOZYCJI.

K. MIAŁ CAŁY TYDZIEŃ WOLNE ALE NASZE FUNDUSZE I LIMIT CZASU SPOWODOWAŁY, ŻE WAKACJI JAKO TAKO W TYM ROKU MIEĆ NIE BĘDZIEMY TYM BARDZIEJ, ŻE MARTYNKA JEST CHYBA JESZCZE NA PODBOJE ŚWIATA JAK NA MÓJ GUST ZA MAŁA... ALE CAŁĄ ŚRODĘ, KTÓRA NAWET NA SŁONECZNĄ SIĘ NIE ZAPOWIADAŁA SPĘDZILIŚMY U NASZYCH ZNAJOMYCH NA OGRODZIE GRILLUJĄC I SMAŻĄC KIEŁBASKI NA OGNISKU BOWIEM KOLEGA MIAŁ URODZINY DZIEŃ WCZEŚNIEJ WIĘC I OKAZJA BYŁA I MIEJSCE ODPOWIEDNIE A NASZA CÓRECZKA ZABAWIŁA NA CAŁY DZIEŃ U MOJEJ MAMY, DO KTÓREJ PO ODWIEZIENIU TOWARZYSTWA POJECHAŁAM SPAĆ I JA.

POWOLI ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA NASZEJ LISTY JEŚLI CHODZI O ZAPROSZENIA ŚLUBNE I NAPRAWDĘ WIDZĘ JUŻ NAWET NIE ŚWIATEŁKO ALE DUŻE ŚWIATŁO W TUNELU...

ZA TO WCZORAJSZA SOBOTA BYŁA BARDZO RODZINNA BOWIEM Z K. I MAŁĄ WYBRALIŚMY SIĘ DO BRENNEJ NA CAŁY DZIEŃ A ZARAZ PO NAS DOJECHAŁA SIOSTRA Z RODZINĄ, KTÓRA DAŁA SIĘ SKUSIĆ MIMO TEGO, ŻE JUTRO JADĄ NAD MORZE I KASKA WYDANA W GÓRACH PRZYDAŁABY SIĘ NAD MORZEM NO ALE CZEGO NIE ROBI SIĘ DLA SWOJEJ SIOSTRY CZYLI MNIE, GDZIE JA TROCHĘ ZŁA A TROCHĘ ,,ZAZDROSNA" O WAKACJE WSZYSTKICH MOICH KUZYNEK I SIOSTRY NIE CHCIAŁAM JECHAĆ NAWET NA TEN JEDEN DZIEŃ W GÓRY BOWIEM JESTEM TAM CO ROKU I JUŻ MI ZBRZYDŁO I CHYBA CHCIAŁAM TYM FOCHEM UKARAĆ K. ZA TO, ŻE NIE MOGĘ JECHAĆ NAD MORZE TEŻ... TAKIE TROCHĘ GŁUPIE ZACHOWANIE Z MOJEJ STRONY ALE BYŁO MINĘŁO, WIEM JEDNO ZA ROK JADĘ NA 100% GDZIEŚ BO WAKACJE BĘDĄ TAKŻE SPÓŹNIONYM MIESIĄCEM MIODOWYM...
W DRODZE DO BRENNEJ...
Z MAMĄ NAD WODĄ, FAJNIE BYŁO :)
ZAŚ W CZASIE KIEDY BYŁAM Z TATĄ, MAMA ZACZEPIAŁA TEGO KOLESIA :]
 

niedziela, 12 sierpnia 2012

Polowanie na suknię i szalony weekend

Na poszukiwania sukni tej jednej, jedynej jechałam z nastawieniem, że wiem czego chcę i co mi się podoba więc problemu nie będzie... Zawsze jak wspominałam o szukaniu sukni, te z moich znajomych, które mają już to za sobą zgodnie twierdziły, że w większości przypadków na miejscu okazuje się, że to co nam się podobało nam nie pasuje, a to czego nie chcemy okazuje się właśnie TYM. Od początku wierzyłam i chciałam wierzyć, że ze mną tak nie będzie... I wiecie co? Zawsze zapierałam się nogami i nie tylko, że żadnych gorsetów, że ja to koniecznie z ramiączkami albo chociaż jednym, stujką, kołnierzem, bolerkiem, czymkolwiek.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy suknie z Linea Raffaelli okazały się chyba najbrzydszymi na salonie a każda suknia ,,w moim typie" wyglądała na mnie jakbym szła na zwykłą imprezę. Kiedy założyłam taką ,,księżniczkowatą" zakochałam się sama w sobie i w niej ale jej wielkość i waga skutecznie mnie znięchęciły dlatego mierzyłam dalej... warto w tym momencie wspomnieć, że wychodziłam z założenia im szybciej znajdę suknię tym lepiej bowiem nie mam za bardzo przy małym dziecku czasu na szukanie i chęci na jeżdżenie i mierzenie bowiem w większości miejsc modele się powtarzają a skoro w sukniach konkretnego kroju mi nie do twarzy to czy taka, czy inna suknia na innym salonie będzie dalej wyglądać na mnie będzie źle a co za tym idzie moje założenie brzmiało: JEDEN SALON, JEDNO MIERZENIE, JEDNA SUKNIA :)
Udało się w końcu założyłam suknię, która wyglądała jakby ją ktoś uszył dla mnie, kiedy wyszłam z przebieralni i zobaczyłam minę mojej mamy i samą siebie w tym dużym lustrze wiedziałam, że to jest to. Jedyny minus... brak promocji na danym modelu bowiem zaliczał się już do nowej kolekcji ale na szczęście cena nie była aż tak wysoka żebym nie mogła jej mieć i umowa spisana, suknia prawie zapłacona więc czekamy na tel, że przyleciała i jadę na pierwszą przymiarkę uffff.
*
K. pojechał na weekend ze szwagrem do Łodzi taki męski wypad sobie urządzili a my z siostrą mą babski w dosłownym znaczeniu bowiem również K. spała u mnie z Nadi... Podziwiam każdą mamę, która zdecydowała się na drugie dziecko, lub los obdarzył ją drugim bobasem jeśli pierwsze dziecko nie ma skończonych przynajmniej dwóch lat. Nie mam pojęcia na dzień dzisiejszy jak te wszystkie kobiety to robią, prowadzą dom, wychowują jedno, bawią drugie, są mamami, żonami, gospodyniami i jeszcze w większości zazwyczaj pracownikami... Siostra była cały czas i jako ta bardziej obyta z dzieckiem dawała sobie na krótkie chwile radę z naszą dwójką choć Nadi o mamę bywa bardzo zazdrosna a to utrudnia zajmowanie się jedną i drugą równocześnie za to ja mimo jej obecności czasami czułam się bezradna moja mała marudziła więc wiadomo MOJE to lecę na łeb, na szyję z drugiej strony Nadusia, która ma teraz etap wszystko i wszędzie z ciocią pod warunkiem, że jestem obok i co? Nie wiedziałam co począć sama ze sobą i z nimi dwiema i to było strasznie frustrujące...
*
Weekend ten okazał się też bardzo ważny dla Martynki, kiedy to dostała swoją pierwszą w życiu marchewkę bo mimo, że na słoiczku jest napisane żeby podawać po 4 miesiącu poczytałam trochę i stwierdziłam, że tych kilka dni różnicy nie zrobi i dałam jej wcześniej... smakowało tych kilak pierwszych łyżeczek a DRUGA WAŻNA rzecz jaka miała miejsce to obrót z brzuszka na plecy, który pierwsza zobaczyła ciocia K. bowiem to właśnie moja siostra położyła ją na brzuszek (ja zrobiłam to może ze dwa razy bo jakoś nie bardzo wiedziałam jak się zabrać za to a bałam się, żeby nie zrobić małej krzywdy więc wolałam nie ryzykować...)
Zaś teraz dobija północ więc wyczekałam grzecznie jak zawsze na czas butelkowania, Martyna dostanie teraz swoją butlę a zaraz potem idziemy obie spać...
Marchewkowa dziewczyna ;] 

wtorek, 7 sierpnia 2012

Ciepło, cieplej...

Nawet nie wiem, kiedy a tu proszę mamy sierpień. 
Sierpień miesiąc Lwów bo właśnie taki znak zodiaku mają Ci co się w ten ciepły miesiąc urodzili a wśród nich moja chrzestna :)
Miesiąc, kiedy do Polski zjeżdżają się nasi znajomi którzy na stałe wyjechali mieszkać w innych krajach... i właśnie taki przyjazd zaowocował babską imprezą w sobotę, gdzie jak wiadomo nie od dziś ZASADA wreszcie mogła być i była kierowcą wszystkich na szczęście bez % była także moje sis więc pożartowałyśmy sobie z innych ,,pod wpływem" razem.
Wnioski? Ja naprawdę jestem już za stara na imprezy bo koło 1 w nocy ziewałam jakbym nie spała trzy dni haha.
Całą niedzielę odchorowywałam imprezę i próbowałam dojść do siebie po spaniu do 14 i powrocie do domu o 6 nad ranem. Martynka była na dole u sąsiadki bo do rodziców K. nie chciałam jej dawać akurat teraz a moja mama pilnowała małej od siostry a z dwiema rady nie daje sobie nawet ona na dłuższą metę...
Jak już pisałam mój tydzień rozpoczął się od wizyty u masażysty, gdzie zostałam wymaglowana wręcza  teraz czekam na efekty choć chyba boli mnie mniej już dziś...
Wtorkowy dzień minął nam z sis na zwiedzaniu szpitala w K-ce bowiem zostałyśmy przez naszą prywatną kuzynkę umówione na rezonans głowy, teraz czekamy na wyniki...
Następnie miałam się udać do drugiej cioci z życzeniami i prezentem ale zasiedziałam się u rodziców K. a Martyna wybrzydzając teraz prawie przy każdej butelce i plując pierwszymi ml mleka zazwyczaj kończy cała mokra nie miała ciuchów na zmianę a ja kolejnej porcji mleka do spożycia bowiem jej mleko od przygotowania może zostać wypite maks do pół godziny potem czy mi się to podoba czy nie ląduje w zlewie a ja robię nowe jeśli chcę znowu spróbować czy zje... ZĘBY IDĄ JAK NIC bowiem brak apetytu plus ślinotok plus zjadanie sobie czasami dwóch rąk równocześnie to znaki bardzo oczywiste dla kogoś kto wie co i jak czyli ZASADA w roli mamy :)
Za to dziś bowiem, kiedy to piszę na zegarku mojego komputera wybiła 3 nad ranem( do teraz nie wiem czemu nie śpię), zwłaszcza po wyszorowaniu całego mieszkania powinnam padać a tu nic.... a więc dziś jadę z moją mamą na poszukiwania sukni tej JEDYNEJ... bowiem sierpień to także miesiąc wyprzedaży i przecen w salonach sukien ślubnych a ja kolejny już rok zakochana jestem w kolekcjach Linea Raffaelli :)
 Moja ukochana
i moja najukochańsza :)
i mój piękny ,,skrzek" w tle... hihi 

czwartek, 2 sierpnia 2012

Lato w pełni i ślubne zmory...

Lato w pełni mamy moi drodzy a to oznacza dużo spacerowania i mało ubierania :)
Choć z tym drugim to raczej w moim przypadku bo Martyna zaczęła wybrzydzać i co rusz zwraca mleczko na ubranie... a to oznacza zmianę stroju czasami nawet kilka razy w ciągu dnia.
Po powrocie z Łodzi wszystkie nasze dni wyglądają prawie tak samo odwiedzamy jednych dziadków u drugich tj. moich rodziców czasami zostajemy na noc, lub na zmianę sypiam u siostry bo szwagier w Łodzi a mój K. kolejne tygodnie pracuje na nocne zmiany więc i tak go nie ma w domu a potem odsypia i my nie przeszkadzamy tatusiowi spać a on wstaje wypoczęty w miarę bo męczą go zatoki już jakiś czas.
Udało nam się wreszcie zrobić i zjeść z naszymi sąsiadami z dołu pierwszego letniego grilla takiego ,,naszego" garażowego od początku do końca w pełni zaliczonego bowiem to był mój pierwszy grill, od kiedy przestałam karmić i mogłam jeść wszystko i pić wszystko na co tylko miałam ochotę :)
*
Ostatnio coraz bardziej popularne staje się wręczanie gościom weselnym jakiegoś upominku mającego przypominać im o weselu a równocześnie prezent ten jest formą podziękowania za przybycie i obecność... Nasza sąsiadka, która mieszka od jakiegoś czasu na stałe w Hiszpanii opowiadała mi o podobnym zwyczaju tam u nich. Naczytałam się, że w Polsce to też powoli wchodzi w obieg i tyle co o tym myślałam i rozmawiałam a wpadają w odwiedziny nasi znajomi u których bawiliśmy się na weselu w czerwcu z podziękowaniami, które zawierało płytę CD a to znaczy, że każdy z gości dostał swoją :)
Osobiście myślę o czymś podobnym ale jeszcze szukam złotego środka czy dla wszystkich to samo, czy dla pań osobno a dla panów osobno bo co jeśli jakaś para nie jest parą na codzień komu wtedy dać prezent wspólny?
*
Pochwaliłam się ostatnio siostrze, że od zajścia w ciążę nie miewałam migren i bólów głowy a przynajmniej nie takich jak kiedyś... a tu proszę z nowym miesiącem jak mnie siekło... 
Całe szczęście, że tego dnia byłam umówiona z moją babcią, która musiała jechać ustalić sobie termin badania, że pojadę z nią do poradni a przy okazji zgłoszę wreszcie małą w swojej spółdzielni i załatwię sprawę w urzędzie bo to oznaczało, że Martyna została u babci bo K. po nocce spał i nie mógł się nią zająć...
Kiedy już wszystko pozałatwiałam i zostało mi czekanie w jednym z urzędów zaczął się pogłębiać ból głowy, który dokuczał mi od rana i nagle z chwili an chwilę było już tylko gorzej. Ledwo dojechałam do mamy a że byłam autem to było to dla mnie straszne przeżycie prowadzić i skupiać się na drodze a równocześnie powstrzymywać wymioty. Weszłam do mamy i od tamtej pory łóżko i wc to były jedyne miejsce, które się dla mnie liczyły. Cały dzień bez jedzenia i picia bo wszystko wracało tak szybko jak do org. się dostało spowodowało, że nie byłam w stanie zająć się małą, nosić, karmić... Nie mam pojęcia co bym zrobiła gdyby moja mama nie mieszkała tak blisko... Owszem mamy na dole super sąsiadów i wiem, że na nich też mogę liczyć ale mimo wszystko mama to mama... Ja chorowałam, leżałam i spałam a ona dbała o małą więc byłam spokojna koło 20 odjechałam tak bardzo, że nie wiedziałam co się dzieje i obudziłam się w nocy w sukience, staniku, spiętych włosach u rodziców w sypialni a moja siostra obok mnie... :)
Głowa bolała mnie prawie 3 dni, nudności męczyły a ja jeszcze zaraz następnego dnia spałam u siostry bo jej obiecałam co się napociłam tego dnia wnosząc całe swój majdan na drugie piętro plus oporządzenie małej spowodowało zmęczenie organizmu i mega ból w plecach więc na początku tyg. mam umówioną wizytę u mojego dobrego, sprawdzonego, starego i niewidomego masażysty...
Tak wyglądają nasze spacery zazwyczaj, kiedy tylko Nadi zostaje uwolniona z wózka :)