wtorek, 8 maja 2012

NASZA POŁOŻNA, KOLEJNE TYGODNIE I PĘPUSZEK

Nawet nie wiem kiedy i gdzie ucieka mi czas...
Mimo, że etap ciąży i dni świstaka mam za sobą rozpoczął się kolejny a razem z nim znowu takie same dni...
Ze względu na uczenie się małej i jej godzin jedzenia egzystuję od karmienia do karmienia od zmiany pampersa do zmiany pampersa...
A co u nas tak wogóle?
Mamy za sobą wizyty położonej, kiedyś podobno przychodziły tylko raz moja była u nas już 4 razy i nie wiem po co bo... w czasie pierwszej wizyty nawet nie umyła rąk a ja zestresowana jej wizytą zdałam sobie sprawę z tego, że dotykała moje dziecko i jej pępek brudną ręką podjeżdżając do nas prosto z pracy, czyli z poradni, gdzie roi się od zarazków... Kolejne wizyty była pilnowana aby jej wizytacja rozpoczynała się od łazienki i zwracano jej uwagę za każdym razem ;]
Okazało się, że dalej walczymy z żółtaczką więc rozpoczął się etap wietrzenia i wystawiania małej na słoneczko oczywiście przez szybę bo czas pierwszych spacerów jeszcze nie nadszedł wtedy...
*
Jesteśmy już oficjalnie zgłoszone w urzędzie tak więc Martyna Katarzyna istnieje już prawnie. Jeśli chodzi o rejestrację dziecka jeśli kobieta jest panną powiem tylko, że mnóstwo papierków do podpisania i zero wyrozumiałości bo przepisy przepisami i dziecko musi zostać zgłoszone do 2 tyg. po porodzie a mi teoretycznie nie wolno było wtedy wychodzić a K. sam nie mógł jej zarejestrować bo przecież moja obecność jest konieczna aby móc wyrazić zgodę na nadanie jej nazwiska K...
Tego samego dnia udało mi się jeszcze podjechać do pracy i odebrać wszystkie dokumenty, odwiedzić koleżanki i to byłoby na tyle jeśli chodzi o UM i moją historię w nim.
*
Za nami:
-kolejne odwiedziny w tym prababcie, które zachwycone dopatrzyły się jak każdy póki co podobieństwa do swojego wnuka czyli do K. :)
-pierwszy spacer z tatusiem i sąsiadem (02.05.2012)
-wizyta ukochanej cioci Kasi bez kuzynki (o reakcji Naduśki następnym razem)
-pierwsza wizyta u dziadków na obiedzie i pierwszy grill garażowy :)
-pierwsza wizyta u drugich dziadków i pierwsza wizyta w szpitalu ;(
*
Kiedy 29 kwietnia w 10 dobie życia odpadł kikut od razu zauważyłam, że pępuszek wygląda inaczej niż np. u małej sis taki był jakby nie zagojony w środku no ale nie znam się więc zaufałam mamie, która widziałam, że bacznie się przyglądała ale chyba nie chciała mnie straszyć i powiedziała, że będzie dobrze...
I z dnia na dzień rzeczywiście była widoczna poprawa bo pępek zaczął wyglądać ładnie a ta ranka zaczęła się chować i nagle w sobotę rano jak na złość, kiedy w piątek moja mama wyjechała na weekend zauważyłam przy zmianie pampersa zaschniętą krew. Nie zastanawiając się dłużej zadzwoniłam po K. który robił zakupy ubrałam małą i do szpitala. Na izbie nie było nikogo poza nami więc pani chirurg szybko do nas zeszła, wyczyściła pępek, obejrzała, uspokoiła i kazała przemywać rumiankiem i obserwować. Jak kazali tak zrobiłam i nagle krew zaczęła pojawiać się coraz częściej więc w niedzielę na obiedzie u mamy, kiedy znowu była przebierana a mama spojrzała na to swoim okiem ja zaczęłam płakać a ona chwyciła za tel. i w ciągu pół godziny byłyśmy znowu w szpitalu, na oddziale gdzie pracowała mama tam jedna ze znajomych lekarek zobaczyła jeszcze raz pępek, wyczyściła, kazała przemywać specyfikiem, który dostałyśmy odlany ze szpitala bo podobno nawet jak jest w aptece to bardzo drogi i na szczęście widzę już dużą poprawę... Oczywiście obserwuję cały czas czy nie dzieje się coś innego albo nowego a dzięki bogu nic... Podobno czasami tak się dzieje jak kikut odpada szybciej niż goi się wszystko w środku...
*
NIE MINĘŁY JESZCZE 3 TYGODNIE BO TO DOPIERO JUTRO A JA JUŻ POCZUŁAM CO TO ZNACZY STRACH O DZIECKO I WIEM JEDNO NIE MA UCZUCIA SILNIEJSZEGO NIŻ MIŁOŚĆ DO TEGO MAŁEGO CZŁOWIECZKA BO STRACH O NIEGO POWODUJE, ŻE STAJE SERCE I CZŁOWIEK PRZESTAJE MYŚLEĆ... WIEM, ŻE JAKO MAMA POCZUJĘ SIĘ TAK JESZCZE NIE JEDEN RAZ I JUŻ CHCIAŁABYM MÓC TEMU ZAPOBIEC BO PRZECIEŻ JAK TU GODZIĆ SIĘ Z TYM, ŻE KIEDYŚ COŚ JĄ ZABOLI, ROZBIJE KOLANO, NABAWI SIĘ GUZA ITD. ITD.
 

10 komentarzy:

  1. no proszę małe komplikacje pępkowe się wdarły ale na szczęście już oki :) no to czekam na relację co z tą Nadusią

    OdpowiedzUsuń
  2. niech sie szybko goi ten pepuch :)

    OdpowiedzUsuń
  3. JUŻ JEST OKEY ;) NA SZCZĘŚCIE...

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie dobrze! Ściskam Was mocno!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze stresy zawsze podobno takie są i już nigdy nie mijają. U mnie w pracy kiedyś wisiała taka kartka z dowcipem, że przy pierwszym dziecku jak połknie 1 gr wzywasz pogotowie, przy drugim czekasz aż minie, przy trzecim każesz oddać z kieszonkowego:)

    Mam nadzieję, że ładnie się wszystko goi i już nie będziecie się stresować.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zasada jak ja urodziłam i wróciłam do domu, zdałam sobie jaka odpowiedzialność na mnie ciąży. Odpowiedzialność za Młodego. I tak odpowiadam za niego ponad 5 lat. I powiem Ci, że jest to bardzo miłe, cudowne bycie mamą!

    OdpowiedzUsuń
  7. Życzę, by takich chwil, gdy się drży o dziecko było jak najmniej. Zdrówka dużo i szybkiego zażegnania żółtaczki!
    A w kwestii położnej, ja zostałam zapytana, czy sobie życzę takiej wizyty. Powiedziałam, że nie, zgodnie z życzeniem - położna nas nie odwiedziła:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Ogonkowa- Już jest dobrze :)
    Rose- Stres minął przynajmniej ten związany z pepuszkiem :) Co do dowcipu to się z K. uśmialiśmy :D
    Smykolandio- Miłe, miłe ale równocześnie jaki stresujące...
    Lady in red- Nasza położna była u nas już 5 razy ;/ z czego raz bez zapowiedzi...

    OdpowiedzUsuń
  9. Mamuśka nie stresuj się tak bardzo :*
    Ja to zaczęłam odczuwać taki strach od samego początku ciąży, więc rozumiem Cię :*

    OdpowiedzUsuń