niedziela, 12 sierpnia 2012

Polowanie na suknię i szalony weekend

Na poszukiwania sukni tej jednej, jedynej jechałam z nastawieniem, że wiem czego chcę i co mi się podoba więc problemu nie będzie... Zawsze jak wspominałam o szukaniu sukni, te z moich znajomych, które mają już to za sobą zgodnie twierdziły, że w większości przypadków na miejscu okazuje się, że to co nam się podobało nam nie pasuje, a to czego nie chcemy okazuje się właśnie TYM. Od początku wierzyłam i chciałam wierzyć, że ze mną tak nie będzie... I wiecie co? Zawsze zapierałam się nogami i nie tylko, że żadnych gorsetów, że ja to koniecznie z ramiączkami albo chociaż jednym, stujką, kołnierzem, bolerkiem, czymkolwiek.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy suknie z Linea Raffaelli okazały się chyba najbrzydszymi na salonie a każda suknia ,,w moim typie" wyglądała na mnie jakbym szła na zwykłą imprezę. Kiedy założyłam taką ,,księżniczkowatą" zakochałam się sama w sobie i w niej ale jej wielkość i waga skutecznie mnie znięchęciły dlatego mierzyłam dalej... warto w tym momencie wspomnieć, że wychodziłam z założenia im szybciej znajdę suknię tym lepiej bowiem nie mam za bardzo przy małym dziecku czasu na szukanie i chęci na jeżdżenie i mierzenie bowiem w większości miejsc modele się powtarzają a skoro w sukniach konkretnego kroju mi nie do twarzy to czy taka, czy inna suknia na innym salonie będzie dalej wyglądać na mnie będzie źle a co za tym idzie moje założenie brzmiało: JEDEN SALON, JEDNO MIERZENIE, JEDNA SUKNIA :)
Udało się w końcu założyłam suknię, która wyglądała jakby ją ktoś uszył dla mnie, kiedy wyszłam z przebieralni i zobaczyłam minę mojej mamy i samą siebie w tym dużym lustrze wiedziałam, że to jest to. Jedyny minus... brak promocji na danym modelu bowiem zaliczał się już do nowej kolekcji ale na szczęście cena nie była aż tak wysoka żebym nie mogła jej mieć i umowa spisana, suknia prawie zapłacona więc czekamy na tel, że przyleciała i jadę na pierwszą przymiarkę uffff.
*
K. pojechał na weekend ze szwagrem do Łodzi taki męski wypad sobie urządzili a my z siostrą mą babski w dosłownym znaczeniu bowiem również K. spała u mnie z Nadi... Podziwiam każdą mamę, która zdecydowała się na drugie dziecko, lub los obdarzył ją drugim bobasem jeśli pierwsze dziecko nie ma skończonych przynajmniej dwóch lat. Nie mam pojęcia na dzień dzisiejszy jak te wszystkie kobiety to robią, prowadzą dom, wychowują jedno, bawią drugie, są mamami, żonami, gospodyniami i jeszcze w większości zazwyczaj pracownikami... Siostra była cały czas i jako ta bardziej obyta z dzieckiem dawała sobie na krótkie chwile radę z naszą dwójką choć Nadi o mamę bywa bardzo zazdrosna a to utrudnia zajmowanie się jedną i drugą równocześnie za to ja mimo jej obecności czasami czułam się bezradna moja mała marudziła więc wiadomo MOJE to lecę na łeb, na szyję z drugiej strony Nadusia, która ma teraz etap wszystko i wszędzie z ciocią pod warunkiem, że jestem obok i co? Nie wiedziałam co począć sama ze sobą i z nimi dwiema i to było strasznie frustrujące...
*
Weekend ten okazał się też bardzo ważny dla Martynki, kiedy to dostała swoją pierwszą w życiu marchewkę bo mimo, że na słoiczku jest napisane żeby podawać po 4 miesiącu poczytałam trochę i stwierdziłam, że tych kilka dni różnicy nie zrobi i dałam jej wcześniej... smakowało tych kilak pierwszych łyżeczek a DRUGA WAŻNA rzecz jaka miała miejsce to obrót z brzuszka na plecy, który pierwsza zobaczyła ciocia K. bowiem to właśnie moja siostra położyła ją na brzuszek (ja zrobiłam to może ze dwa razy bo jakoś nie bardzo wiedziałam jak się zabrać za to a bałam się, żeby nie zrobić małej krzywdy więc wolałam nie ryzykować...)
Zaś teraz dobija północ więc wyczekałam grzecznie jak zawsze na czas butelkowania, Martyna dostanie teraz swoją butlę a zaraz potem idziemy obie spać...
Marchewkowa dziewczyna ;] 

3 komentarze:

  1. Brawo dla Martynki za nowe osiągnięcia :-)
    No i gratuluję wyboru sukni :-) już nie mogę doczekać się zdjęć ze ślubu:-) Ja zawsze wiedziałam jaką chcę sukienkę, więc problemu nie było:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie wszystkie panny młode tak mają, że to co im się podoba to im nie pasuje a co im się na wieszaku nie spodobało to wygląda bajecznie :))) ja też tak miałam :D

    Co do 2 małych dzieci to też nie ogarniam jak sobie można dawać z nimi radę ale ludzie dają więc widać kwestia przyzwyczajenia albo jakiejś niezrozumiałej dla mnie super organizacji ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Napewno Wam pokażę jak już będzie po wszystkim na jaki model padł mój wybór :) Ja też wiedziałam co chcę ale okazało się, że miejsce miała sytuacja podobna do Ciebie Polly :) Co do organizacji to coś w tym jest bo nawet przy jednym dziecku musiałam pozmieniać pewne przyzwyczajenia i wszystko a zwłaszcza nasze wyjścia z domu podpiąć pod małej godziny spania, jedzenia itd. więc ORGANIZATOR ze mnie całą gębą :)

    OdpowiedzUsuń